"Alvin czeladnik" Orson Scott Card

Alvin czeladnik to czwarta odsłona cyklu o Alvinie Stwórcy, przedstawiającego alternatywną historię świata w XIX wieku. Jednak o ile poprzednie trzy były bardzo dobre, czwarty zdaje się błędem w sztuce autora. Może nie tragicznym, lecz pozostawiającym sporo do życzenia.

Gwoli krótkiego przypomnienia najważniejszych cech stworzonego przez Carda uniwersum, warto wspomnieć, że mamy do czynienia z realiami, gdzie magia w subtelny sposób miesza się z rzeczywistością. Część ludzi została obdarzona tak zwanymi talentami, które mogą mieć całkowicie odmienny charakter – niektórzy potrafią wpływać na decyzje innych, a inni są wyjątkowo zręcznymi rzemieślnikami. U jeszcze innych talent może objawić się na przykład w postaci mocy uzdrawiania czy też uszczęśliwiania otoczenia. Od czasu do czasu rodzi się jednak ktoś zupełnie wyjątkowy – Stwórca, potrafiący naginać do własnej woli niemal cały otaczający go świat. I taką właśnie postacią jest tytułowy Alvin.

Jego życie już od wczesnego dzieciństwa było niezwykłe, ale i pełne niebezpieczeństw. Teraz Alvin jest już dorosły i powraca do rodzinnego domu. Niestety, nie jest mu dane zaznać spokoju i odpoczynku. Jego wrogowie nie śpią, a jeden z najgroźniejszych czyha tuż obok, w najbliższej rodzinie.

Zacznijmy od tego, co w książce dobre. Z pewnością na pierwszy plan wysuwa się tu sam pomysł na świat. Uwielbiam alternatywne wizje historii i wplatanie fantastycznych prawdziwych postaci w fabuły powieści. Tu mamy do czynienia z Napoleonem Bonaparte i… Honore Balzakiem, i to przedstawionym w sposób delikatnie mówiąc oryginalny! Jestem ciekawa przy tym, czym francuski pisarz podpadł autorowi.

Na plus zaliczają się także niektóre z postaci. Brat Alvina, choć przedstawiający sobą moralne dno, jest interesujący i z pewnością trudno byłoby mu zarzucić wtórność. Jest też wiarygodny na tyle, na ile zazdrość, zawiść i rządza władzy są na wskroś ludzkimi przywarami. Ciekawym bohaterem, choć jeszcze nie do końca rozwiniętym jest też pewien angielski prawnik, który wkracza do akcji mniej więcej w połowie książki.

Te dobrze skonstruowane postaci zostały jednak przytłoczone przez te, których pojawienie się na scenie wzbudza dreszcz irytacji. Tym większy, że chodzi o głównych bohaterów, z Alvinem na czele. Rozumiem, że z założenia ma on być krystalicznie czysty, prawy i szlachetny, jednak autor zwyczajnie przesadził, a od nadmiaru owej uczciwości może się czytelnikowi nieco ulać. Dosłownie. Jednak palmę pierwszeństwa dzierży tu nie Alvin, a jego ukochana i opiekunka, Peggy, niby kobieta inteligentna, wykształcona i rozsądna, a naprawdę zachowująca się w niektórych sytuacjach jak puste i humorzaste nastoletnie dziewczę. To taki typ „chciałabym, ale się boję”, połączony z pozą przemądrzałej nauczycielki, która wytyka i poprawia wszystkim dookoła popełniane przez nich błędy językowe… No proszę…

Można też niestety odczuć pewne zmęczenie materiału, które zapewne wynika z faktu, że pierwotnie cykl miał się zakończyć na trylogii. Alvin czeladnik ukazał się jako kontynuacja poprzednich tomów dobrych kilka lat później i przynajmniej jego pierwsza połowa zdaje się sugerować, że autor nie do końca miał na książkę pomysł. Zbyt wiele jest tu powtarzających się z poprzednich powieści schematów.


Niemniej, nie są to wady, które przekreślają wartość powieści jako takiej. Cały cykl jest interesujący i warto po niego sięgnąć. Warto też pamiętać, że każdemu może zdarzyć się gorsza książka czy słabszy tom. Czym więc jest Alvin czeladnik w dużym skrócie? Opowieścią o miłości i nienawiści, władzy i dojściu do niej za wszelką cenę, z jednej strony lekko napisaną i do pewnego stopnia wciągającą, a z drugiej pozostawiającą uczucie niedosytu  - autora stać na więcej!

Przeczytaj także:
  1. Siódmy syn
  2. Czerwony Prorok
  3. Uczeń Alvin
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)