"Mama od tortur" Ryan Green

Historię nastoletniej Sylvii Likens, która przeszła przez wielotygodniową gehennę i ostatecznie została zamordowana w domu kobiety, mającej się nią opiekować, poznałam kilka lat temu dzięki powieści Dziewczyna z sąsiedztwa Jacka Ketchuma. Książka wstrząsnęła mną do głębi i do tej pory uważam ją za jedną z najbardziej poruszających i przerażających opowieści, jakie dane było mi poznać. 

 


Mama od tortur to druga książka autorstwa Ryana Greena z serii True Crime, jaką miałam okazję przeczytać. O Zabić wszystkich, historii seryjnego mordercy Carla Panzrama, pisałam w poniedziałek, dzisiaj będzie mowa o Gertrude Baniszewski, tytułowej “mamie”, kobiecie, która zgotowała powierzonej jej pod opiekę nastolatce istne piekło na ziemi. 

 

W pierwszych rozdziałam mamy okazję poznać historię samej Baniszewski, która zaniedbana w dzieciństwie i odrzucona przez własną matkę, szybko uciekła z domu i wikłała się w kolejne przemocowe związki. Porzucona przez ostatniego kochanka, w wieku trzydzieści siedmiu lat została sama z szóstką dzieci, bez stałego dochodu i z piętrzącymi rachunkami do opłacenia. Z tego powodu bez chwili zastanowienia zgodziła się wziąć pod opiekę dwie nastoletnie siostry, Sylvię i Jenny Likens, których rodzice - równie niewydolni wychowawczo co ona sama – wyruszali właśnie w tournee po kraju jako pracownicy wesołego miasteczka. Ojciec dziewcząt zobowiązał się przesyłać za ich opiekę dwadzieścia dolarów tygodniowo, co dla Baniszewski stanowiło wówczas solidne zasilenie domowego budżetu (rzecz miała miejsce w latach 50.).  

 

Można tylko próbować domyślać się, co kierowało rodzicami nastolatek, że powierzyli je opiece zupełnie nieznanej im kobiety i to w dodatku nie cieszącej się najlepszą opinią wśród sąsiadów. Swoją pochopną decyzją przyczynili się do piekła, jakie Baniszewski zgotowała obydwu dziewczynkom, szczególnie Sylvii, na której odbijała swoją wieloletnią frustrację i dawała upust sadystycznym skłonnościom. Co więcej, aktywnie zachęcała swoje dzieci oraz ich przyjaciół do pastwienia się nad Likens. Ciężko jest czytać opisy tortur i męczarni, przez jakie przeszła nastolatka, zwłaszcza gdy wiemy, że miały miejsce naprawdę. 

 

Green nie szczędzi czytelnikowi szczegółów, czasem aż nadmiernie skupia się na opisach pastwienia się nad Sylvią. Odnosiłam wręcz wrażenie, że celowo podkreśla bestialstwo Baniszewski, niemal co stronę racząc nas stekiem wyzwisk, jakimi miała obrzucać dziewczynę podczas maltretowania jej. Miejscami tracimy z oczu samą Sylvię, a jej historia sprowadza się do samych scen upodlenia, a to chyba nie o to chodzi. Nie o to powinno chodzić. Z drobniejszych kwestii dziwi mnie także nazywanie Baniszewski “staruchą” lub “starą” - nie skończyła wówczas nawet czterdziestu lat. Może autor chciał podkreślić kontrast między nią a Sylvią, o której młodość i urodę kobieta mogła być zazdrosna, ale to raczej tani chwyt.  

 

W przypadku książek opowiadających historie takie jak ta, nie można oceniać ich przez pryzmat treści. Opowieść o Sylvii Likens zdecydowanie warta jest uwagi choćby dlatego, by mieć świadomość, jakie bestie mogą kryć się w ludzkiej skórze i jak ważne jest zwracanie uwagi na wołanie o pomoc, które w przypadku dzieci i nastolatków może być nieoczywiste. Dramatu można było uniknąć, gdyby sąsiedzi, szkoła i opieka społeczna zareagowali właściwie, a tak się nie stało.  

 

Ocenie można za to poddać sposób przekazania owej historii, a ten w przypadku Mamy od tortur jest moim zdaniem kontrowersyjny i zbyt bazujący na sensacji.  


Sprawdź inne książki z kategorii: 



Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze