"Dziewczyna z sąsiedztwa" Jack Ketchum

Czasem życie pisze scenariusz, który bardziej przypomina chory wymysł zrodzony w umyśle psychopatycznego reżysera tanich horrorów klasy B niż rzeczywistość. Nie znając okoliczności powstania Dziewczyny z sąsiedztwa, łatwo można by oskarżyć Jack Ketchuma o prawdziwie spaczoną wyobraźnię. Problem w tym, że historia ta wydarzyła się naprawdę.

Gdy rodzice szesnastoletniej Meg giną w wypadku samochodowym, opiekę nad dziewczyną i jej młodszą siostrą przejmuje ich ciotka, Ruth Chandler. Już pierwsze dni w nowym domu przekonują nastolatkę, że Chandlerowie z nieznanych jej powodów jej nie lubią. Złośliwości ze strony kuzynów i obelgi z ust ciotki z tygodnia na tydzień przybierają na sile, a eskalacja przemocy zdaje się nie mieć końca. Ruth, samotna i sfrustrowana matka trzech dorastających chłopców, znajduje w Meg kozła ofiarnego za wszystkie prawdziwe i wyimaginowane krzywdy, jakie spotkały ją w życiu, torturując ją i zachęcając do znęcania się nad nią nie tylko własnych synów, ale również dzieci sąsiadów.

Historię Meg poznajemy dzięki relacji dwunastoletniego Davida, sąsiada Chandlerów i najlepszego kolegi synów Ruth. Zauroczony śliczną dziewczyną, chłopiec rozdarty jest między lojalnością wobec przyjaciół a przerażeniem wobec narastającej wobec niej przemocy i chęcią jej obrony. Z czasem dochodzi do tego również fascynacja rodząca się z możliwości zobaczenia nagiej Meg. Fascynacja, która udziela się wszystkim chłopcom biorącym udział w dręczeniu nastolatki.

Fabuła Dziewczyny z sąsiedztwa została zainspirowana historią Sylvii Likens, którą poznałam już wcześniej dzięki wstrząsającemu filmowi Amerykańska zbrodnia. Ketchum wprowadził wprawdzie sporo własnych zmian, jednak główne wydarzenia pozostawił nienaruszone. Z tego względu od samego początku wiedziałam, jak potoczy się i jak się zakończy ta opowieść, a jednak każdy kolejny rozdział dosłownie mroził mi krew w żyłach. Gehenna, przez jaką przechodzi bohaterka książki, jest wręcz niewyobrażalna – czytałam kolejne opisy, kolejne sceny, ale nawet delikatna próba wyobrażenia sobie tego, co musiała czuć i przeżywać, było zwyczajnie ponad moje możliwości. Co gorsze, wczytując się w relację z wydarzeń, jakie naprawdę rozegrały się w 1965 roku, można odnieść wrażenie, że mimo całej brutalności, by nie rzec bestialstwa, Ketchum i tak złagodził swoją wersję.

W powieści przerażają dwie całkowicie odmienne, a jednocześnie powiązane ze sobą kwestie. Pierwszą, narzucającą się od razu, jest szaleństwo przemocy i okrucieństwa, jakie ogarnia Ruth i jakie stopniowo przechodzi na jej synów oraz ich kolegów. W ich oczach Meg niemal błyskawicznie przestaje być istotą ludzką, staje się bezwolną kukłą, na której można wyładować frustrację oraz sprawdzać granice bólu i cierpienia. To co zaczyna się jak brutalna zabawa, szybko przestaje nią być, ale będąc w grupie, poszczególni jej członkowie zdają się całkowicie tracić nie tylko rozsądek, ale również rozeznanie w tym, co jest dobra, a co złe.

Drugi, równie zatrważający aspekt tej historii to całkowite obojętność otoczenia na to, co działo się u Chandlerów, poczynając od pracowników szkoły, poprzez policjanta, któremu Meg sygnalizuje problem, gdy jeszcze jest w stanie, a na sąsiadach kończąc. Znamienny jest fragment, w którym jeden z chłopców, przerażony tym, co widział w domu Ruth, opowiada swoim rodzicom o biciu i wyzywaniu dziewczyny przez jej ciotkę. Reakcją dorosłych było oświadczenie, że z pewnością na to zasłużyła. Nie można zapominać, że akcja toczy się w latach 60., gdy mentalność ludzi była nieco inna i to co działo się w czterech ścianach, powinno w nich zostać, ale nie oszukujmy się – ilu ludzi nawet obecnie reaguje na sytuację, gdy sąsiad bije swoje dziecko. Nie mówię tu o klapsie za nieposłuszeństwo, ale regularnym katowaniu. Lepiej się nie interesować, nie interweniować, udawać, że się nie widzi, bo tak jest łatwiej i oszczędza to wielu kłopotów.

Dziewczyna z sąsiedztwa nie jest książką dla każdego, epatuje przemocą, a zawarta w niej historia jest po prostu bestialska. Czy warto ją więc przeczytać? Zdecydowanie tak. Choćby z tego względu, by przekonać się, że w nawet pozornie zwykłym człowieku może kryć się chory zwyrodnialec oraz że bezduszna obojętność wobec przemocy stosowanej przez sąsiada wobec dzieci to również wielka zbrodnia.


Komentarze