"Wieczna wojna" Joe Haldeman

Nie przepadam za literaturą militarną i wojenną, ale dla kilku książek robię wyjątek. Kilka lat temu zachwyciła mnie Wojna starego człowieka Johna Scalzi, teraz przyszła pora na klasykę wojennej science fiction, czyli Wieczną wojnę Joego Haldemana. 



William Mandella wpada w tryby wojennej machiny jako dwudziestokilkulatek. Nie on jeden. Po odkryciu wrogiej rasy, nazwanej umownie Taurańczykami, służba wojskowa stała się obowiązkowa. Po morderczym treningu i pierwszej selekcji młodzi ludzie są wysyłani w odległe rejony kosmosu, aby bronić nowo odkrytych planet i odpierać ataki wrogów. Wraca niewielu, ale i tych, którzy przeżyli, raczej trudno nazwać prawdziwymi farciarzami 

Mimo że Wieczna wojna opowiada o przyszłości (przynajmniej z punktu widzenia autora, gdy ją pisał, ponieważ akcja pierwszych rozdziałów rozgrywa się w 1997 roku), jej przesłanie jest uniwersalne. Powieść powstała na kanwie doświadczeń Haldemana, jakie przeżył podczas wojny w Wietnamie, co pozwoliło mu wiarygodnie przedstawić to, co dzieje się w psychice żołnierza postawionego w sytuacji, gdzie musi reagować i zachowywać się skrajnie odmiennie od tego, w co naprawdę wierzy i co chciałby zrobić.  

To opowieść o wojnie w różnych jej odsłonach, ale każda z nich ma jedno bardzo mocne przesłanie - każda z walczących stron jest przegrana i to niezależnie od wyniku walk zbrojnych. Oczami Mandelli możemy zobaczyć bezsens wielu działań napędzających armię, doświadczamy utratę towarzyszy broni oraz wewnętrzny konflikt i rozdarcie spowodowane prowadzeniem walki wbrew własnemu sumieniu. Żołnierz tylko wykonuje rozkazy, ale to on, a nie dowódca, musi później zmierzyć się z tym, że kogoś zabił. 

Haldeman pokazuje jeszcze inne oblicze wojny, czyli to co dzieje się w kraju, którego armia walczy daleko poza jego granicami. Czasem władzom po prostu opłaca się prowadzić walki. Napędzają one znaczną część gospodarki i pozwalają trzymać społeczeństwo twardą ręką. Do jakich dlugofalowych skutków to prowadzi? Każdy zapewne z łatwością może odpowiedzieć sobie sam na to pytanie. 

Nie bez powodu wspomniałam na początku o Wojnie starego człowieka. Obydwie powieści są zbliżone tematyką oraz częściowo ujęciem tematu. Niniejsze wydanie Wiecznej wojny otwiera także wstęp autorstwa Scalziego, będący niejako hołdem dla dzieła Haldemana. Według mnie obydwie pozycje są jednakowo warte uwagi. Polecam i to nie tylko fanom science fiction. 


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis.  

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze