"Tylko jedna noc" Jess Ryder

Amber wiedzie pozornie idealne życie. Ma przystojnego, kochającego męża i robi karierę w wybranym wcześniej zawodzie, a dopełnieniem szczęścia jest jej wymarzona córeczka, Mabel. Problem w tym, że Amber wcale nie czuje się szczęśliwa. Wręcz przeciwnie, codzienne obowiązki przytłaczają ją, odzywają się kompleksy i wyrzuty sumienia, że przecież powinna tryskać radością i doceniać to, co ma.  



Kobieta nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest pod ścisłą obserwacją. Jej codzienne zmagania z rzeczywistością śledzi nieznajoma, która najpierw obserwuje ją z dala, lecz w końcu postanawia, że nie wystarcza jej już pozostawanie biernym widzem. Zwłaszcza że nie uważa Amber za dobrą matkę i ma obsesję na punkcie małej Mabel. Dlatego gdy rodzice dziewczynki wyjeżdżają na weekend, pozostawiając ją pod opieką młodszej siostry Amber, nieco roztrzepanej i roztargnionej Ruby, tajemnicza kobieta postanawia przejść do działania. 

 

Tylko jedna noc to wprawdzie kolejny już thriller w dorobku Jess Ryder, lecz moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Całkiem nieźle wpisuje się w kanon gatunku – intryga wciąga niemal od pierwszej strony, pobudzając wyobraźnią i ciekawość czytelnika, a zwroty akcji potrafią kilkukrotnie nieźle zaskoczyć. Do pewnego momentu byłam przekonana, że trafnie rozszyfrowałam tożsamość bohaterki, która tak namiesza w życiu Amber, a jednak okazało się, że autorka wyprowadziła mnie w pole. Na własne pocieszenie przyznam, że za drugim razem typowałam już właściwie.  

 

Jednak mimo tego, co napisałam powyżej, nie da się nie dostrzec pewnej przewidywalności i czerpaniu z dość utartych schematów. Samo zakończenie też nie do końca przekonuje, jest za mało realistyczne, za to zbyt filmowe – co można tłumaczyć faktem, że Jess Ryder pracuje na co dzień jako scenarzystka i producentka telewizyjna.  

 

Gryzły mnie szczegóły dotyczące Mabel - niewnoszące wprawdzie nic do fabuły, a jednak irytujące. Mamy tu bowiem do czynienia z siedmiomiesięcznym maluchem, który jeszcze nie potrafi siedzieć, ale już zjada całe ciasteczka owsiane (sic!), a dorośli podkarmiają je okruchami brownie... Kiedy to w realnym życiu dopiero zaczyna się stopniowe rozszerzani diety i to głównie w formie papek i kaszek. Niby nic, pewnie większość czytelników nie zwróci na to uwagi, mając jednak świeżo w pamięci przygody z dietą moich dzieci, przeszkadzało mi to za każdym razem.  

 

Niemniej, nie jest to zła książka. To bardzo dobry pomysł na leniwy wieczór. Czyta się ją bardzo szybko, nie jest zbyt wymagająca, za to jej lektura wciąga. Wprawdzie po odłożeniu na półkę można o niej dość szybko zapomnieć, niemniej z pewnością zapewni miłośnikom thrillerów kilka godzin rozrywki. 


Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze