"Matnia" Przemysław Piotrowski

Już za dwa dni będzie miała premierę najnowszy thriller autorstwa Przemysława Piotrowskiego, Matnia. Tymczasem już dziś rozłóżmy ją na czynniki pierwsze, tym bardziej, że opis zapowiada wyśmienitą lekturę. 




Zuza od najmłodszych lat miała pod górkę. Wychowana w domu dziecka, szukała miłości i akceptacji w kolejnych związkach, które okazywały się niewypałami. Zwłaszcza ostatni, gdy kobieta zostaje porzucona przez partnera z olbrzymim długiem i w dodatku w bliźniaczej ciąży. Wtedy niespodziewanie na horyzoncie pojawia się Marek, który niczym rycerz na białym koniu ratuje Zuzę z opresji. Jest kochający, czuły i opiekuńczy, w dodatku z radością angażuje się w przygotowania do opieki nad bliźniaczkami, które już niedługo mają się pojawić na świecie. Brzmi to zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe, dlatego Zuza boi się uwierzyć we własne szczęście. 

 

Bardzo szybko związek bohaterów wchodzi na kolejny etap zaangażowania i Zuza przeprowadza się do rodzinnego domu Marka, położonego w maleńkiej wiosce otoczonej przez lasy. Wkrótce jednak Zuza zostaje w domu sama, Marek regularnie wyjeżdża bowiem do pracy do Niemiec. Z każdym kolejnym dniem kobieta czuje narastający niepokój. Sąsiedzi, pozornie mili, zdają się skrywać jakieś tajemnice; dom wydaje niepokojące odgłosy, a całe otoczenie sprawia wrażenie złowieszczego. Czy to tylko bujna wyobraźnia bohaterki, czy też w Toporzycach nie wszystko jest tak sielskie i urocze, jak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka? 

 

Zacznijmy od tego, co dobre. Piotrowski bardzo dobrze buduje klimat zagrożenia, który udziela się czytelnikowi niemalże od pierwszych stron. Razem z bohaterką możemy obserwować otoczenie, badać nowy dom i jego okolicę, podpatrywać mieszkańców, którzy raczej nie wzbudzają sympatii i zachowują się dosyć dziwnie, gdy tylko dowiadują się, że Zuza jest nową partnerką Marka, mimo że przed nim samym czują wyraźny respekt. Sam pomysł na fabułę również jest udany – mocny i kontrowersyjny, może w niektórych punktach trochę naciągany, ale posłowie autora wiele tłumaczy i może rozwiać część wątpliwości odnośnie wiarygodności wykorzystanych przez niego wątków. 

 

Problematyczną kwestię stanowi dla mnie główna bohaterka. Zuza jest kobietą skrajnie naiwną, irytującą, często zachowującą się zupełnie nieadekwatnie do wieku i własnej sytuacji. Narracja jest prowadzona z jej punktu widzenia, więc postrzegamy wszystko jej oczami i już od pierwszych rozdziałów właściwie trudno obdarzyć ją sympatią. Czy to źle? Niekoniecznie. Zwłaszcza że mimo wszystkich swoich niedoskonałości i drażniących cech została wykreowana wiarygodnie, więc zakładam, że właśnie taka postać była autorowi potrzebna, by w taki, a nie inny sposób poprowadzić fabułę powieści. 

 

Całość wypada więc dobrze, chociaż są dwie kwestie, które nieco burzą ów pozytywny odbiór. Po pierwsze, zbyt często w swej narracji bohaterka skupia się na rzeczach absolutnie zbędnych dla czytelnika i nużących na dłuższą metę. Czytanie o tym, co dokładnie zjadła na obiad i jak upłynął jej dzień niemal minuta po minucie, gdy nie ma to żadnego związku z rozwojem akcji, może zmęczyć. Po drugie, autor popełnił dwa babole, które niby nie były znaczące, ale od razu przykuły moją uwagę. Pojawia się na przykład scena, w której przyjaciółka Zuzy musi wykopać w zamarzniętej ziemi dosyć szeroki, metrowej głębokości dół. I zajmuje jej to około godzinę... Czy to w ogóle fizycznie możliwe? Śmiem wątpić, zwłaszcza że za mną sporo prac z ziemią i to w sezonie wiosenno-letnim, a nie podczas mrozu. Takie szczegóły psują odbiór całości, ale na szczęście nie ma ich wiele. 

 

Podsumowując, mimo pewnych niedociągnięć powieść czyta się dobrze. Fani trzymających w napięciu thrillerów nie powinni być rozczarowani. 


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze