"Żyć dobrze... z alergią" Karolina i Maciej Szaciłło

Jeszcze do niedawna alergia kojarzyła mi się zwykle z wiosną, łzawiącymi oczami i katarem siennym. Od dzieciństwa borykałam się z mniej lub bardziej nasilonymi objawami, ale z roku na rok było już coraz lepiej. Obecnie właściwie problem nie istnieje. Ten jeden, ponieważ pojawił się kolejny... 


Po doświadczeniach trzech ostatnich lat powiem Wam jedno, alergia pokarmowa to ZŁO, uciążliwe, męczące, czasem przyprawiające o realną gęsią skórkę. Zwłaszcza gdy dotyczy Waszego dziecka. Z alergiami Młodszego borykamy się praktycznie odkąd tylko pojawił się na świecie. Śmieję się czasem (chociaż bywa, że to śmiech przez łzy), że trafił nam się naprawdę wyjątkowy “egzemplarz”.  

Przeraża mnie możliwa reakcja na orzeszki ziemne i ich potencjalna obecność w większości sklepowych produktów. Boję się czasem spuścić na chwilę Młodego z oka, gdy jesteśmy na jakiejkolwiek imprezie, bo może ktoś podsunie mu smakołyk, którego nie może jeść. Już właściwie przyzwyczaiłam się, że gotuję i robię zakupy podwójnie, zawsze szukając czegoś, gdzie nie ma jajek, mleka, glutenu i soi. Wiem, że muszę unikać określonych warzyw i owoców, bo ich zjedzenie może skończyć się wizytą u lekarza, bądź natychmiastowymi inhalacjami. I dlatego szukam, ciągle szukam pomysłów, aby zastąpić to co niedozwolone, czymś nowym, równie smacznym i kolorowym. Dorosły zrozumie, dlaczego nie może zjeść wszystkiego. Trzylatek niestety nie zawsze. 



W związku z powyższym już dawno przestałam patrzeć z uśmieszkiem na poradniki z przepisami wege oraz bazującymi na składnikach, które dawniej wydawały mi się zbyt egzotyczne lub wymyślne. Tym sposobem trafiłam na Karolinę i Macieja Szaciłło, mających już na koncie kilka publikacji na temat zdrowego żywienia i czerpiących w nich bogato z tradycji i medycyny Wschodu. I chociaż nie wszystkie elementy zawarte w Żyć dobrze z alergią mnie przekonały, to summa summarum jestem zadowolona, że po nią sięgnęłam. 


Książka została podzielona na pięć części, z których najobszerniejszy jest “Jadłospis alergika” (jeszcze do niego wrócę). Autorzy przybliżają sam problem alergii, wyjaśniają, czym jest alergia pokarmowa, czym różni się od nietolerancji, a czym od nadwrażliwości na dany produkt. Piszą na temat coraz powszechniejszych nietolerancji laktozy i glutenu. Podpierają się przy tym informacjami zaczerpniętymi od dr Danuty Myłek, której nazwisko jest znane chyba każdemu alergikowi, bardziej zgłebiającemu temat swojej przypadłości oraz dr Hanny Stolińskiej, odpowiedzialnej za sekcję “Dietetyczka radzi”. Wydaje się więc, że pod względem merytorycznym mamy tu wszystko omówione dobrze i bez zarzutu. 

Kolejna część jest poświęcona temu, co widnieje w podtytule książki - ajurwedzie, czyli systemowi indyjskiej medycyny, który jest uważany za najstarszy na świecie. I nadal praktykowany, co też daje do myślenia. Ta sekcja, mimo że ciekawa, jest tym elementem książki, która akurat najmniej mi pomogła. Jest skierowana przede wszystkim do dorosłego czytelnika, w przypadku walki z alergią dziecięcą niespecjalnie pomoże, bo w przypadku kilkulatka trudno mówić o podłożu psychologicznym alergii pokarmowej. 


I wreszcie to co najważniejsze, czyli przepisy. Jest ich naprawdę dużo, dodatkowo zostały podzielone na część wiosenno-letnią oraz jesienno-zimową. Nie wszystkie do mnie przemawiają, ale to już bardziej za sprawą prywatnych upodobań (nie znoszę soczewicy, bleh), ale już niektóre przetestowaliśmy i okazały się strzałem w dziesiątkę. Ich przyrządzenie wymaga małej rewolucji w kuchni, będziecie musieli zaopatrzyć się w sporo zapewne nowych produktów, ale kiedy w szafkach na dobre zagoszczą mąki gryczane i ryżowe, w lodówce mleko ryżowe, owsiane i kokosowe, a koszyk z warzywami wypełni się po brzegi, można gotować. 

Przyrządzenie niektórych potraw jest dosyć pracochłonne, ale większość przepisów to “zabawa” na 30-40 minut, więc nie jest źle. Niektóre mnie pokonały (twarożek z mleka kokosowego powędrował do kosza chwilę po tym, jak go spróbowałam), efekty innych Młodszy pałaszował tak, że mu się uszy trzęsły, a to jest dla mnie najważniejsze. 

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis.


Może nie prezentuje się pięknie (rozsypało mi się przy smażeniu, ale nigdy nie twierdziłam, że jestem mistrzem kuchni), ale póki co Młodemu BARDZO smakuje  i to się liczy, o! :) 

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze