"Rumcajs" Vaclav Ctvrtek

Chyba się starzeję, bo zaczynam łapać się na marudzeniu, że “za moich czasów” było lepiej. Przynajmniej w niektórych kwestiach. Jedną z nich są bajki dla dzieci, te w wersji papierowej i telewizyjnej. Biorąc pod uwagę papkę serwowaną obecnie na wielu kanałach, z sentymentem wspominam bohaterów z czasów mojego dzieciństwa. I co jakiś czas staram się pokazywać ich także swoim dzieciom. Teraz nadarzyła się okazja, by przybliżyć im postać Rumcajsa. Temat u nas na czasie, bo jesteśmy po lekturze Ronji, córki zbójnikawięc kim są rozbójnicy już u nas w domu wiadomo. 



Wznowienie pierwszego tomu przygód szewca, który zostaje zbójnikiem, ukazał się niedawno nakładem Wydawnictwa Nowa Baśń. Mam nadzieję, że pozostałe (a jest ich łącznie osiem, z czego do tej pory w Polsce wydano tylko cztery) także zostaną wydane.  

Niniejsza część zawiera 24 opowieści. Pozwalają one poznać głównego bohatera oraz okoliczności, jakie zmusiły go do porzucenia uczciwego fachu i zajęcia się zbójnictwem. Poznajemy także Hankę, jego żonę oraz ich pierwsze spotkanie. Nie brakuje również czarnych charakterów, przede wszystkim w postaci księcia-pana i jego sługusów. 


Historie o Rumcajsie są lekkie, przyjemne i zabawne, doskonałe dla młodszych dzieci (dla tych ciut starszych będą dobrym treningiem do samodzielnego czytania). Rozbójnik strzela pistoletem na żołędzie, a z każdym kłopotów można znaleźć wyjście. Jednocześnie, lektura może być ciekawym wprowadzeniem do historii i wyjaśnieniem, dlaczego książęca para niekoniecznie jest powszechnie lubiana, dlaczego arystokraci noszą peruki i czemu używają francuskich zwrotów, skoro akcja toczy się w Czechach. 

Opowieści doskonale uzupełniają ilustracje autorstwa Radka Pilařa, kolorowe, zabawne i charakterystyczne na tyle, że wystarczy spojrzeć na pierwszą z brzegu postać i już wiadomo, jaką książkę czytamy. Na plus doliczam jeszcze twardą oprawę i spory format. 


Mówiąc krótko, Rumcajs to świetna lektura dla dzieci i powrót do czasów dzieciństwa dla ich rodziców i dziadków. Warto wracać do starszych opowieści, zwłaszcza gdy te nie straciły swego uroku mimo upływu lat. 


Za wyprawę do Rzaholeckiego Lasu dziękujemy Wydawnictwu Nowa Baśń.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze