"Sztormowe ptaki" Einar Kárason

Literatura islandzka kojarzyła mi się dotąd głównie z kryminałem, bardzo dobrym tak na marginesie. Nie samymi zbrodniami jednak człowiek żyje, więc nadeszła pora, żeby sięgnąć po coś więcej. Mój wybór padł na najnowszą książkę Einara Kárasona, autora wydanej wcześniej w Polsce Wyspy diabła, która - jak głosi Internet - zyskała na Islandii miano kultowej. 



Sztormowe ptaki trudno nazwać powieścią, to miniatura licząca zaledwie 120 stron i to zapełnionych sporą czcionką z dużą interlinią. Gdyby się uprzeć, treść zmieściłaby się zapewne w około 80. Ciężko również zakwalifikować ją jednoznacznie do beletrystyki, stanowi bowiem mieszankę fikcji, reportażu i autobiograficznych wspomnień. Te trzy elementy przenikają się nieustannie ze sobą i trudno je ze sobą oddzielić. Czy jednak literatura powinna dawać się łatwo szufladkować? Oczywiście, że nie. Gdy nie można tego zrobić, wtedy często smakuje najlepiej. 

Kanwą do wydarzeń przedstawionych przez Kárasona jest wyprawa kilku islandzkich trawlerów na łowiska u wybrzeży Nowej Fundlandii w lutym 1959 roku, gdzie statki znalazły w samym środku potężnego sztormu. To na ich dramatycznej walce z żywiołem zasadza się znaczna część tej historii. Nie ma tu jednego głównego bohatera, są nim praktycznie wszyscy marynarze znajdujący się na pokładzie “Mewy”, chociaż nieco więcej uwagi autor poświęca doświadczonemu bosmanowi oraz młodziutkiemu majtkowi, dla którego ten rejs stanowił swego rodzaju nobilitację. 

Stwierdziłam wcześniej, że trudno nazwać tę pozycję powieścią. Dzieje się tak choćby z tej przyczyny, że nie ma w niej ani jednego dialogu. Cała opowieść jest przedstawiona z punktu widzenia narratora, chociaż ten zmienia się czasem z trzecioosobowego na pierwszoosobowego. Początkowo trzeba się przestawić na taki sposób poprowadzenia tej historii, ale kiedy człowiek już w nią “wejdzie”, wciąga do samego końca. Zwłaszcza, że ten nie jest tak do końca pewny, a i los samych marynarzy nie jest do końca przesądzony. 


Sztormowe ptaki to właściwie lektura na raz. Sugestywna, pokazująca potęgę natury, ale też siłę zmagających się z nią ludzi. Oszczędna w słowach, mocna w odbiorze. Warto sięgnąć. 

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze