"Wiedźmie drzewo" Tana French

Dawno już nie zarwałam nocy dla książki, ale w poniedziałek doszłam do wniosku, że raz na jakiś czas można i nie odłożyłam Wiedźmiego drzewa, dopóki nie poznałam wszystkich jego sekretów. A uwierzcie, wcale nie były takie miłe!



Ludzki umysł potrafi skrywać tajemnice i zaskakiwać w najbardziej nieoczekiwany sposób. Czy można w pełni ufać swojej pamięci? Co zrobić, gdy wrogiem staje się nie tylko własne ciało, ale i to, co siedzi głęboko w głowie? Komu zaufać, gdy najbliżsi skrywają mroczne sekrety i knują za naszymi plecami? W jaki sposób odtworzyć wydarzenia sprzed lat, gdy pozostały po nich strzępy sprzecznych ze sobą wspomnień?

Toby Hennessy zawsze uważał się za szczęściarza. W czasach szkolnych był powszechnie lubianym i zapraszanym na imprezy wyluzowanym żartownisiem, któremu wszystkie wybryki uchodziły na sucho. W wieku niespełna trzydziestu lat miał śliczną, kochającą dziewczynę i niezłą pracę z widokami na przyzwoitą karierę. Niestety, szczęścia wystarczyło mu jedynie do pewnej nocy, gdy został brutalnie pobity we własnym mieszkaniu. Ledwie przeżył i nawet po wielu tygodniach nie tylko nie powrócił do dawnej sprawności, ale też dostrzegł zmiany w swojej osobowości. Najgorsze jednak okazały się dziury w pamięci.

W czasie rekonwalescencji Toby przeprowadza się na pewien czas do domu stryja, w którym wspólnie spędzał z dwojgiem kuzynów spędzał wakacje jako dziecko i nastolatek. Zmiana dobrze mu robi, ale również do czasu – w pniu jednego drzew w ogrodzie zostaje znaleziony szkielet człowieka. Skąd się tam wziął? Kim był i kto go zamordował?

Wiedźmie drzewo było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Tany French, ale na pewno nie ostatnim. Pozornie zwykły thriller okazał się powieścią poruszającą znacznie więcej problemów niż kryminalna intryga i tropienie zabójcy, co zresztą samo w sobie także jest wciągające. Już od pierwszych stron wiadomo, że nie możemy być do końca pewni tego, co widzimy oczami głównego bohatera-narratora. Toby nie tylko sam przyznaje, że nie pamięta wszystkiego, ale też po jego relacjach możemy się zorientować, że czasem reaguje przesadnie i nieadekwatnie do sytuacji. Czy oznacza to podświadome poczucie winy? A może celowe wodzenie czytelnika za noc?

Urzekł mnie dom, w którym toczy się większa część akcji, Ivy House. Stary, otoczony bujnym, dzikim ogrodem, aż chciałoby się wejść do środka i usiąść w kominku lub pełnym książek gabinecie. Podobnie uroczy okazał się Hugo Hennessy, stryj głównego bohatera. Jak się jednak okazuje, nawet pozornie niewinni ludzie i idylliczne miejsca mogą mieć swoją ciemną stronę.

Przede wszystkim podoba mi się jednak to, że lektura daje mocno do myślenia nad naszym własnym postępowaniem. Pokazuje, że to co może wydawać się niewinnym żartem, innej osobie może złamać życie. Skłania do zastanowienia, czy wierząc, że jesteśmy dobrymi ludźmi, na pewno takimi jesteśmy. Czy nieświadomość i brak refleksji to wystarczające wytłumaczenie dla cichej akceptacji dziejącego się obok nas zła? Przyznaję, końcówka powieści naprawdę mnie ruszyła.


Mówiąc krótko, polecam!

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze