Styczniowe zdobycze, czyli nadrabiam grudniową posuchę

Uf, styczeń już prawie za nami. I bardzo dobrze, bo początek roku okazał się dosyć trudny i wymagający. Na szczęście wielkimi krokami zbliżają mi się dwa tygodnie wolnego, więc mam nadzieję odpocząć i nacieszyć się styczniowymi zdobyczami. A jest na czym oko zawiesić (że tak nieskromnie sobie pozwolę stwierdzić)!



Teraz przyjrzyjmy się już poszczególnym pozycjom. Na początek trzy najbardziej wyczekane w tym miesiącu. Wznowienie Ostatniego królestwa i zapowiedź wydania całego cyklu (a przynajmniej 10 tomów) w ciągu tego roku było cudnym prezentem, ponieważ Wojny Wikingów to jeden z moich ukochanych cykli. Z podobnym utęsknieniem czekałam na piąty tom Opowieści z meekhańskiego pogranicza i nareszcie się go doczekałam! Z kolei na Bradbury'ego ostrzyłam sobie zęby już od dłuższego czasu, więc cieszę się, że w końcu ukazało się wznowienie. 


Literatura faktu to w tym miesiącu kolejne wznowienie, czyli Kobiety z bloku 10, przez długi czas dostępne w zawrotnych cenach na portalach aukcyjnych. Bardzo dobry reportaż o Grenlandii (Lud. Z grenlandzkiej wyspy) już jest za mną. Jestem też ciekawa Couchsurfingu w Rosji. W poszukiwaniu rosyjskiej duszy. Próbuję namówić męża na lekturę, żeby pomógł mi w zweryfikowaniu jej treści, ale stwierdził, że żaden obcokrajowiec nie jest w stanie w pełni owej rosyjskiej duszy zrozumieć i sceptycznie do tego podchodzi. No nic, będę działać dalej.


Sympatyczny misz-masz, czyli trochę grozy w postaci Inkuba Artura Urbanowicza oraz trochę słowiańskich klimatów w wersji nie tylko dla młodszych czytelników, czyli Świt między dobrym i złym Marty Krajewskiej. Kupiony m.in. ze względu na jutrzejsze spotkanie z autorką. Hurra!


Thrillery w tym miesiącu reprezentują: sprawdzona i niezawodna Yrsa Sigurdardottir (Odziedziczone zło), obiecująca Carme Caparro (Nie jestem potworem) oraz niespodziewany Gdzie jest prezydent, którego znalazłam z lekkim zdziwieniem w skrzynce pocztowej. Nie jestem do końca przekonana, a nazwisko Clintona akurat nie działa na mnie przyciągająco, ale kto wie, może będzie dobrze. No i będzie to pretekst, by sprawdzić Jamesa Pattersona, bo jestem chyba ostatnią osobą na planecie, która nie czytała jeszcze żadnej z jego książek.


I na koniec akcent komiksowy, dosyć solidny i różnorodny w swej tematyce. A wszystko to wydania zbiorowe i kolekcjonerskie, więc cieszą oko. Mamy tu dwa tomy Sagi o Potworze z Bagien (na blogu znajdziecie wpisy o każdym z nich), The Goon (do którego podchodziłam jak pies do jeża, a który ostatecznie mnie podbił) oraz Slaine. Rogaty Bóg (ten, kto jest winny opróżnienia mojego portfela, by go zdobyć, niech drży, dopóki nie zacznę lektury).


W słuchawkach tymczasem rozbrzmiewają wyczekane od dawne Rodzanice Katarzyny Puzyńskiej (miodzio, miodzio), a na Kindle'u pojawił się drugi tom Plemion Łukasza Radeckiego.

To jak, widzicie coś dla siebie? A jak prezentują się Wasze zbiory z początku roku?

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze