"Królowe Mogadiszu" Paweł Smoleński

Reportaże, które ukazują się nakładem Wydawnictwa Czarnego, to niemal zawsze gwarancja doskonałej, wnikliwej lektury. Poruszają rozległą, trudną tematykę i rozbudzają ciekawość sprawami, o których nie zawsze mówi się głośno w mainstreamowych mediach. Jestem ich wielką fanką, muszę jednak przyznać, że w przypadku Królowych Mogadiszu Pawła Smoleńskiego mam dosyć ambiwalentne odczucia.



Niegdyś piękne i tętniące życiem Mogadiszu dzisiaj odzwierciedla całą Somalię i jej mieszkańców. Zniszczone, pogrążone w chaosie, nędzy i nieustannie targane kolejnymi walkami lub atakami terrorystycznymi. Osoby z zewnątrz, jak zagraniczni dziennikarze lub działacze pomocy humanitarnej nie powinni, a zazwyczaj wręcz nie mogą, poruszać się po nim bez oddziału ochroniarzy. Miejscowi radzą sobie na swój sposób. Mężczyźni spędzają dni na żuciu otumaniającego khatu, a kobiety stają na głowach, by wyżywić siebie i dzieci. Tak przynajmniej wygląda obraz stolicy Somalii na pierwszy rzut oka.

Smoleński odkrywa przed czytelnikiem współczesną, pełną sprzeczności Somalię. Miejsce, gdzie nie można być pewnym, że dożyje się następnego dnia. Miejsce, gdzie nadal dziewięć na dziesięć dziewczynek jest poddawanych brutalnemu i prymitywnemu obrzezaniu. Wreszcie miejscu, które zdaje się nie mieć możliwości przetrwania bez pomocy z zewnątrz. Przybliża także historie mieszkańców Mogadiszu, zarówno tych, którzy przybyli do niego z innych rejonów Somalii, jak i osób niejako z zewnątrz. Młodych ludzi, pochodzących bądź mających rodziny w Europie, a jednak wybierających życie tutaj, w Rogu Afryki.

To właśnie główna, najważniejsza zaleta tej książki. Opisując miejsce tak pełne nieszczęścia i postępującego marazmu jak współczesne Mogadiszu, łatwo byłoby o jednoznacznie pesymistyczny obraz ludzi pozbawionych nadziei na lepszą przyszłość bądź biernie poddających się temu, co przyniesie jutro. Tacy oczywiście również są i póki co stanowią większość, a jednak pojawiają się również osoby silne i walczące o to, by to zmienić. Widzimy więc rezolutną handlarkę codziennie rozstawiającą swój kram przy hotelu, lekarkę walczącą o to, by choć kilkoro dzieci nie przegrało walki o życie, czy policjantkę otwarcie mówiącą, że woli niepewność jutra, jaką daje jej pobyt w Mogadiszu niż uzależnienie od obcych i status uchodźcy gdzieś na Zachodzie.

Co więc nie zagrało? Przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze, autor zdaje się prześlizgiwać po poruszanych przez siebie tematach. Ledwie jakiś rozpocznie, już przechodzi do kolejnego, żadnego nie wyczerpując w pełni. Owszem, niemal na każdy można by napisać oddzielną książkę i nadal go nie wyczerpać, ale po kilka stron na poszczególne zagadnienia lub historie to jednak trochę za mało. Po drugie, tytuł jest mylący. Sięgając po Królowe Mogadiszu, zwłaszcza po przeczytaniu widniejącego na okładce opisu, można by oczekiwać, że reportaż skupi się właśnie na nich, na mieszkających tu kobietach i ich życiu. Dość szybko można się niestety przekonać, że historie Somalijek schodzą na drugi plan, ustępując miejsca losom mężczyzn i kraju. Czyli jak w życiu.


Podsumowując, reportaż Pawła Smoleńskiego to lektura dobra, aczkolwiek pozostawiająca uczucie niedosytu. Pozwala przyjrzeć się bliżej współczesnej Somalii i Mogadiszu, niekoniecznie jednak historiom ich mieszkanek.

Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze