"Inwazja porywaczy ciał" Jack Finney

Czerwiec upływa mi pod znakiem klasyki. Zaledwie tydzień temu pisałam o wrażeniach z lektury Wojny światów H.G. Wellsa, a dzisiaj przyszła kolej na Inwazję porywaczy ciał Jacka Finneya. Obydwie książki zostały niedawno wznowione przez Wydawnictwo Vesper (chwała Wam!), obydwie też przedstawiają próbę podbicia Ziemi przez przybyszy z kosmosu. I przede wszystkim, mimo upływu lat obydwie zapewniają świetną lekturę, chociaż moim skromnym zdaniem Inwazja… i tak bije Wojnę… na głowę.



Niewielkie amerykańskie miasteczko, rok 1976. Do miejscowego lekarza zgłasza się jego licealna miłość. Prosi go o rozmowę z jej kuzynką, która uparcie twierdzi, że wychowujący ją wujek zniknął, a jego miejsce zajął ktoś obcy. Ktoś, kto wygląda tak samo, mówi tak samo, nawet zachowuje się, jak on sam, a jednak drobne zmiany świadczą o tym, że jest kimś innym. Wkrótce podobnych przypadków pojawia się więcej. Czy to efekt psychozy i histerii, czy też faktycznie w miasteczku dzieje się coś podejrzanego? A może lepiej wcale nie odkrywać prawdy?

Powieść Finneya liczy już kilkadziesiąt lat, a jednak nadal robi wrażenie. I w przeciwieństwie do starszej Wojny światów, która nie straciła mocy, a jednak trąci nieco myszką, Inwazja porywaczy ciał oddziałuje na współczesnego czytelnika prawdopodobnie tak samo, jak na tych, którzy czytali ją tuż po premierze. Wielka w tym zasługa samego pomysłu, bazującego na strachu przed utratą tego, co doskonale znamy i zmianą w coś obcego i przewrotnego. Tym bardziej wywołującego przerażenie dyskomfort psychiczny, że ubranego w formę, która do tej pory była nam bliska. Czy można wyobrazić sobie większy koszmar niż sytuację, gdy ci, których kochamy zmieniają się z dnia na dzień w kogoś obcego? Gdy znika ten błysk w oku, a zamiast niego pojawia się ślad czegoś zimnego, obojętnego lub wręcz wrogiego? I to mimo że pozornie nic się nie zmieniło.

Finney świetnie przedstawia atmosferę tajemnicy, która przeradza się w zagrożenie, a ostatecznie duszące poczucie bezsilności i paniki. Całkiem sprawnie radzi też sobie z wyjaśnieniem całej intrygi i jej zakończeniem, co sprawia, że lektura - mimo stosunkowo niewielkiej objętości – pozostawia czytelnika w pełni usatysfakcjonowanego.


Mówiąc krótko, warto sięgnąć i to nie tylko dlatego, że mowa tu o klasyce gatunku. Inwazja porywaczy ciał to po prostu bardzo dobra powieść, która zapewni Wam doskonałe popołudnie lub wieczór.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze