"Tekst" Dmitry Glukhovsky

Dzięki postapokaliptycznemu uniwersum Metro 2033, nazwisko Dmitrija Glukhovsky’ego jest rozpoznawalne niemal na całym świecie.  Powieścią Futu.re autor potwierdził, że mroczne wizje przyszłości to temat, w którym czuje się dobrze i o którym potrafi pisać. Teraz wraz z Tekstem postanowił jednak zboczyć z drogi fantastyki w kierunku powieści realistycznej, będącej połączeniem thrillera i dramatu psychologicznego.

Przyszłość dwudziestoletniego Ilji Goriunowa legła w gruzach w chwili, gdy chłopak dopiero wkraczał w dorosłe życie. W trakcie nalotu policyjnego na klub, w którym bawił się razem ze znajomymi, Ilja staje w obronie swojej dziewczyny i wdaje się w scysję z jednym z gliniarzy. Ten mści się na nim, podrzucając mu narkotyki, co kończy się dla Goriunowa siedmioma latami spędzonymi za kratkami. Kiedy Ilja nareszcie wraca do Moskwy, marzy o normalnym życiu. Czeka jednak na niego puste mieszkanie i nic więcej. Jest zupełnie sam, zdany tylko na siebie i z wyrokiem w papierach. Pozostaje mu tylko zemsta.

O ile lubię prozę Glukhovsky’ego, o tyle miałam początkowo problem z wczuciem się w akcję powieści. Rozważania Ilji, chaotyczne, momentami mocno przefilozofowane, nie pomagały. Dopiero wraz z rozwojem fabuły, dałam się porwać. I to dosłownie. Drugą połowę książki pochłonęłam błyskawicznie, nie tylko z zainteresowaniem, ale i poczuciem żalu, że rzeczywistości nie da się oszukać, nie da się zakląć na własną modłę.

Mimo że to Ilja wydaje się głównym bohaterem, nie mniej istotny jest Pietia Chazin, wspomniany policjant, a także jego… smartfon. Widok, który jeszcze kilka lat temu, był wyśmiewany, obecnie jest normą. Dla większości ludzi ich telefon stał się niemal przedłużeniem ręki i codziennego życia. Zastępuje kontakty z ludźmi, pełni rolę organizera prawie wszystkich sfer życia. Mając dostęp do czyjejś komórki, mamy dostęp do niego samego i to właśnie Glukhovsky pokazał wyśmienicie.

Wraz z rozwojem fabuły bardzo zyskują też same postaci i relacje między nimi. Początkowo przedstawiony obraz wydaje się czarno-biały, jednak wkrótce nabiera coraz większej ilości odcieni szarości, a bohaterów wcale nie da się ocenić w tak jednoznaczny sposób, jak można by oczekiwać. Więcej zdradzić to zaspoilerować znaczącą część fabuły, dlatego poprzestanę tylko na delikatnym zasygnalizowaniu tej kwestii.

Autor wyraźnie nawiązuje do klasyka, a motyw zbrodni i kary jest jednym z przewodnich w powieści. Rozważania na temat człowieczeństwa i zachowania go w sytuacjach, które niemal wymuszają amoralne postępowanie zajmują znaczną część książki. Część przedstawiona jest świetnie, część pozostawia nieco do życzenia. Mimo wysokich aspiracji, Glukhovsky to nie Dostojewski. Pewnych kwestii zwyczajnie nie przeskoczy, choćby chciał.

Nieco zgrzytało mi wydarzenie w klubie, stanowiące punkt wyjścia dla całej fabuły. Jest ono tylko wspomniane, w końcu miało miejsce kilka lat przed właściwym czasem akcji, a jednak pozostawia niedosyt. Jest dosyć toporne, wydaje się wręcz naciągane… Ale tak jak wspomniałam, autor traktuje je jako punkt wyjścia, więc można się nad nim zbyt nie rozwodzić i po prostu przyjąć do świadomości, że miało miejsce. Zwłaszcza że inna kwestia stanowi poważniejszy problem.

Największą bolączką Tekstu jest wyzierający z każdej strony jednoznacznie pesymistyczny obraz Rosji. Owszem, zgadzam się, że rzeczywistość widziana oczami świeżo wypuszczonego na wolność skazańca, w dodatku pozbawionego perspektyw i właściwie już przegranego mimo młodego wieku, nie będzie kolorowa. Owszem, nie ma się co oszukiwać, że Rosja (jak i wiele innych państw) jeszcze przez długi czas będzie mierzyła się z naleciałościami poprzedniego systemu, a korupcji i układów nigdy nie wypleni się całkowicie. Ale na litość Boską, w powieści cała rzeczywistość jest pokazana w tak czarnych barwach, tak otaczający Ilję świat jest przesiąknięty zepsuciem i wręcz zgnilizną, że jest to aż kuriozalne. Nikt mi nie wmówi, że każdy policjant (bo milicji już od 2011 r. tam nie ma, mimo że w powieści nadal funkcjonuje, chociaż akcja toczy się w roku 2016) tylko czyha, by wyłudzić łapówkę, że ludzie są po prostu bezduszni i całkowicie pozbawieni empatii, bo mogą (vide pracownik szpitalnego prosektorium). Możliwe, że Glukhovsky chciał w ten swoisty sposób rozliczyć się moralnie ze swoją ojczyzną i postanowił tego dokonać przejaskrawiając niektóre elementy, ale czy takie utrwalanie złych stereotypów o własnym kraju jest w porządku? Moim zdaniem nie bardzo.

Suma sumarum, Tekst to powieść interesująca i chociaż nie tak dobra, jak można by tego oczekiwać, warto po nią sięgnąć. Pokazuje też, że Glukhovsky dobrze odnajduje się nie tylko w sferach fantastyki, potrafi pisać też o realnym życiu. Nawet jeśli zalicza przy tym pewne wpadki, nie przekreślają one odbioru całości, którą wypada po prostu dobrze.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze