
Jean Hatzfeld, francuski
pisarz i korespondent wojenny, wyjechał do Rwandy, gdy trwała w niej wojna
domowa. Ludzie, których wówczas poznał, pozostali mu bliscy, a temat nadal
niewyczerpany. Więzy krwi to już
piąty z kolei reportaż, który przybliża rwandyjską kwestię, tym razem jednak
opowiedzianą z perspektywy lat i nowych bohaterów. O ile w trylogii, na którą
składają się Opowieści z bagien Rwandy,
Sezon maczet oraz Strategia antylop,
Hatzfeld przedstawiał historie ówczesnych katów i ofiar, którym udało się
przeżyć, o tyle teraz głos oddaje im dzieciom. Opowieści nastolatków, których
całe życie upłynęło w cieniu ludobójstwa, wstrząsają i poruszają do głębi.
O wydarzeniach, jakie miały
miejsce w Rwandzie w latach dziewięćdziesiątych, mówi się w Europie stosunkowo
niewiele. Trwający od lat konflikt między dominującymi liczebnie członkami
plemienia Hutu a stanowiącymi elity gospodarczo-finansowe przedstawicielami
Tutsi eskalował w sposób wyjątkowo krwawy i brutalny. Po zamachu stanu w całym
kraju rozpoczęło się masowe polowanie na Tutsi, w wyniku którego zginął blisko
milion osób. Niemal z dnia na dzień sąsiedzi Hutu ruszyli na Tutsich z
maczetami, tropiąc ich niczym zwierzęta i mordując z zimną krwią. Brzmi to niewyobrażalnie
i takie właśnie było. Mordy trwały sto dni, po czym zakończyły się obaleniem
tymczasowej władzy Hutu oraz aresztowaniami osób mających krew na rękach.
Nie na tym jednak skupia się
Hatzfeld w Więzach krwi, a na
pokłosiu owych wydarzeń. Po blisko dwudziestu latach większość morderców wyszła
na wolność dzięki ogłoszonej amnestii. Dzisiaj żyją czasem po sąsiedzku z tymi,
których prześladowali bądź z rodzinami swoich ofiar. Dzieci Hutu i Tutsi
mieszkają i wychowują się w jednej społeczności, czasem próbując osiągnąć próbę
porozumienia, czasem przekreślając ją już z góry. Każde z nich, mimo że
większość urodziła się już po ludobójstwie, ponosi konsekwencje owych wydarzeń.
Dzieci morderców noszą w sobie żal za utraconym dzieciństwem, gdy ich ojcowie
odbywali karę w więzieniach, a jednocześnie borykają się z odrzuceniem
społecznym za to, co tamci mają na sumieniach. Co ciekawe, często młodzi ludzie
nie chcą znać szczegółów, nie potępiają nikogo, za to, co się wydarzyło.
Zupełnie jakby problem winy i odpowiedzialności nie istniał. Z drugiej strony
znajdują się dzieci Tutsi, także pozbawieni dzieciństwa, chociaż w inny sposób.
Każde z nich straciło kogoś bliskiego, czasem są jedynymi, którzy ocaleli z
całych rodzin. Część pamięta czasy ucieczki i chronienia się na bagnach niczym
zwierzęta. Niemal wszyscy dorastali zmagając się z traumami rodziców i
opiekunów, ich niestabilnością i depresją.
Więzy krwi to opowieść przygnębiająca, mroczna i niestety,
prawdziwa. To historie nastolatków i młodych ludzi, którzy od pierwszych lat
życia zostali napiętnowani traumą i obarczeni odpowiedzialnością za czyny
rodziców. Książka zdecydowanie warta poznania. Polecam.
O ludobójstwie w Rwandzie pisała także Scholastique Mukosonga w "Marii Pannie Nilu".
Recenzja napisana dla portalu DużeKa.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz