"Więzy krwi" Jean Hatzfeld

Rok 1994, w którym doszło do ludobójstwa członków plemienia Tutsi, bezpowrotnie zmienił oblicze Rwandy. Skutki owych wydarzeń prawdopodobnie jeszcze przez kilka pokoleń będą oddziaływać na całą społeczność. Obecnie, mimo że upłynęło już blisko dwadzieścia lat, pamięć o dokonywanych rzeziach jest nadal świeża, a wspomnienia bolesne.

Jean Hatzfeld, francuski pisarz i korespondent wojenny, wyjechał do Rwandy, gdy trwała w niej wojna domowa. Ludzie, których wówczas poznał, pozostali mu bliscy, a temat nadal niewyczerpany. Więzy krwi to już piąty z kolei reportaż, który przybliża rwandyjską kwestię, tym razem jednak opowiedzianą z perspektywy lat i nowych bohaterów. O ile w trylogii, na którą składają się Opowieści z bagien Rwandy, Sezon maczet oraz Strategia antylop, Hatzfeld przedstawiał historie ówczesnych katów i ofiar, którym udało się przeżyć, o tyle teraz głos oddaje im dzieciom. Opowieści nastolatków, których całe życie upłynęło w cieniu ludobójstwa, wstrząsają i poruszają do głębi.

O wydarzeniach, jakie miały miejsce w Rwandzie w latach dziewięćdziesiątych, mówi się w Europie stosunkowo niewiele. Trwający od lat konflikt między dominującymi liczebnie członkami plemienia Hutu a stanowiącymi elity gospodarczo-finansowe przedstawicielami Tutsi eskalował w sposób wyjątkowo krwawy i brutalny. Po zamachu stanu w całym kraju rozpoczęło się masowe polowanie na Tutsi, w wyniku którego zginął blisko milion osób. Niemal z dnia na dzień sąsiedzi Hutu ruszyli na Tutsich z maczetami, tropiąc ich niczym zwierzęta i mordując z zimną krwią. Brzmi to niewyobrażalnie i takie właśnie było. Mordy trwały sto dni, po czym zakończyły się obaleniem tymczasowej władzy Hutu oraz aresztowaniami osób mających krew na rękach.

Nie na tym jednak skupia się Hatzfeld w Więzach krwi, a na pokłosiu owych wydarzeń. Po blisko dwudziestu latach większość morderców wyszła na wolność dzięki ogłoszonej amnestii. Dzisiaj żyją czasem po sąsiedzku z tymi, których prześladowali bądź z rodzinami swoich ofiar. Dzieci Hutu i Tutsi mieszkają i wychowują się w jednej społeczności, czasem próbując osiągnąć próbę porozumienia, czasem przekreślając ją już z góry. Każde z nich, mimo że większość urodziła się już po ludobójstwie, ponosi konsekwencje owych wydarzeń. Dzieci morderców noszą w sobie żal za utraconym dzieciństwem, gdy ich ojcowie odbywali karę w więzieniach, a jednocześnie borykają się z odrzuceniem społecznym za to, co tamci mają na sumieniach. Co ciekawe, często młodzi ludzie nie chcą znać szczegółów, nie potępiają nikogo, za to, co się wydarzyło. Zupełnie jakby problem winy i odpowiedzialności nie istniał. Z drugiej strony znajdują się dzieci Tutsi, także pozbawieni dzieciństwa, chociaż w inny sposób. Każde z nich straciło kogoś bliskiego, czasem są jedynymi, którzy ocaleli z całych rodzin. Część pamięta czasy ucieczki i chronienia się na bagnach niczym zwierzęta. Niemal wszyscy dorastali zmagając się z traumami rodziców i opiekunów, ich niestabilnością i depresją.


Więzy krwi to opowieść przygnębiająca, mroczna i niestety, prawdziwa. To historie nastolatków i młodych ludzi, którzy od pierwszych lat życia zostali napiętnowani traumą i obarczeni odpowiedzialnością za czyny rodziców. Książka zdecydowanie warta poznania. Polecam.

O ludobójstwie w Rwandzie pisała także Scholastique Mukosonga w "Marii Pannie Nilu".

Recenzja napisana dla portalu DużeKa.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze