"Doktor Sen" Stephen King

Niewiele jest dla pisarza tak ryzykownych projektów jak napisanie kontynuacji jednej ze swoich najbardziej rozpoznawalnych i cenionych książek. I to po wielu latach, gdy nikt dalszego ciągu wydarzeń nie tylko się nie spodziewa, ale też ich nie oczekuje. Z tego względu premiera Doktor Sen wzbudzała ambiwalentne uczucia i skrajne reakcje wśród fanów Mistrza.

Sama nigdy nie byłam wielką fanką Lśnienia, którego znajomość jest absolutnie niezbędna do pełnego zrozumienia bieżącej pozycji, odkryłam je niejako na nowo zaledwie kilka tygodni temu. Z tego względu sięgnięcie po dalsze losy małego Danny’ego Torrance’a wydały mi się naturalną koleją rzeczy, a przy tym nie miałam poczucia, że King porywa się na stworzoną przez siebie „świętość”.

Obdarzony niezwykłym darem, tzw. jasnością, pozwalającą mu widzieć i słyszeć rzeczy niedostępne dla większości ludzi, Danny dorósł i stał się takim człowiekiem, jakim nigdy nie chciał być. Świadomie bądź nie, chłopak, a potem młody mężczyzna kroczy śladami ojca, staczając się na samo dno, w którym jest miejsce tylko na tani alkohol i bójki w knajpach. Dopiero incydent z młodą narkomanką i jej synkiem stają się bodźcem do zmiany, a przynajmniej zdecydowanej próby wyjścia na prostą i zadośćuczynienia za dawne grzechy.

Śledząc losy Dana, zmagającego się nie tylko z alkoholem, ale i jasnością, która powraca  do niego ze wzmożoną siłą, obserwujemy również dwa inne wątki. Maleńka Abra już jako niemowlę daje odczuć swoim rodzicom, że nie jest zwyczajnym dzieckiem, a jej niesamowite talenty i moce sięgają z biegiem czasu poziomu, o którym Torrance’owi nawet się nie śniło. W tym samym czasie, możemy też poznać tajemniczy Prawdziwy Węzeł, z pozoru prezentujący się jako grupa emerytów wędrujących po kraju kilkunastoma camperami, a w rzeczywistości skupiający nieumarłe istoty, przypominające wampiry. Zamiast jednak żywić się krwią, polują na obdarzone jasnością dzieci.

No dobrze… na pierwszy rzut oka nie brzmi to szczególnie zachęcająco – walczący z samym sobą alkoholik, obdarzona nadnaturalnymi mocami dziewczynka i złowieszczy staruszkowie mogliby w sam raz pasować do taniego horroru klasy B. Tak się jednak nie dzieje, a King jest jednym z naprawdę niewielu pisarzy, którzy z takiej mieszanki i takich pomysłów jest w stanie stworzyć bardzo dobrą książkę. Może nie rzucającą na kolana i niekoniecznie mrożącą krew w żyłach, ale przyzwoitą i na poziomie, choć nie ustrzegł się kilku charakterystycznych dla siebie grzeszków.

Poszczególne historie splatają się dopiero w drugiej połowie obszernej powieści, wcześniej jedynie przeplatają się i jeśli pojawiają się między nimi jakieś punkty styczne, są one bardzo delikatne i zaowocują dopiero w późniejszym czasie. Z tej perspektywy uwagę przykuwa przede wszystkim wątek Dana – raczej nie popełnię nadinterpretacji stwierdzając, że w jego walce o trzeźwość można dopatrzeć się elementów autobiograficznych, poczynając od wewnętrznego rozdarcia i wyrzutów sumienia, poprzez nieustającą potrzebę sięgnięcia po „tylko jeden łyk”, a na roli wsparcia grupy Anonimowych Alkoholików kończąc.

Na tym tle, wątki Abry i Prawdziwego Węzła wypadają już znacznie słabiej, zwłaszcza demoniczni emeryci zdają się momentami przedstawieni w sposób bardziej karykaturalny niż groźny, co stanowi pierwszy z grzechów Autora, o których wspomniałam nieco wcześniej. Drugim jest jego słynne już gadulstwo, które czasem potrafi doprowadzić do prawdziwej rozpaczy i rzutować na odbiór książki jako całości. W przypadku Doktora Sen, zanim dojdziemy do rozwinięcia akcji, najpierw musimy przemierzyć kilkaset stron, wprowadzających bohaterów i nakreślających odpowiednie tło. Ciut za dużo (o jakieś sto kartek licząc lekko). Trzecim przewinieniem, często wytykanym powieści, choć dla mnie niekoniecznie tak istotnym, jest brak prawdziwej grozy. Mimo morderstw, „wampirów” i tego typu elementów, trudno nazwać kontynuację Lśnienia mianem horroru. Owszem, stanowi dobrą lekturę, ale nie przestraszy nawet tych wrażliwych.


Myślę, że odbiór Doktora Sen w znacznej mierze zależy od nastawienia, z jakim po niego sięgniemy. Oczekując rasowego horroru i powieści utrzymanej w klimacie Lśnienia, można się rozczarować i dlatego rozumiem niektóre krytyczne głosy. Z drugiej strony, warto dać powieści szansę, mając w pamięci wydarzenia z hotelu „Panorama”, lecz dając przy tym Kingowi wolną rękę w sposobie poprowadzenia ich kontynuacji. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem obiektywna (moja miłość  do twórczości Mistrza jest niereformowalna i czasem wręcz ślepa), ale podobało mi się i nie żałuję czasu spędzonego z dorosłym już Danem. Zwłaszcza, że teraz jego historia chyba już definitywnie jest zakończona.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze