"Miasto ślepców" Jose Saramago

Jesteśmy ślepcami, którzy widzą. Ślepcami, którzy patrzą i nie widzą.

Gdy na ulicy pewnego anonimowego miasta pewien mężczyzna zaczyna nagle krzyczeć, że oślepł, nikt nit spodziewa się, że to dopiero początek nadchodzącej katastrofy. Wkrótce kolejni ludzie tracą wzrok, mimo że do tej pory byli okazami zdrowia. Ich ślepota jest przy tym nietypowa – nie widzą ciemności, a jedynie wszechobecną biel.

Przerażone władze, bezsilne wobec narastającej epidemii , postanawiają odizolować ślepców od reszty społeczeństwa, umieszczając ich w budynku dawnego szpitala psychiatrycznego. Pozostawieni sami sobie pozbawieni wzroku ludzie próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jednak przychodzi im to z ogromnym trudem. W znacznej mierze okazuje się też niemal graniczące z niemożliwością. Nikt też nie wie, że jest wśród nich jedna widząca kobieta, która zdecydowała się udawać ślepą, by nie rozdzielono jej z mężem.

Nie sięgnęłabym po Miasto ślepców, gdybym nie trafiła kilka tygodni wcześniej na opinię Wiedźmy prowadzącej bloga Wiedźmowa głowologia. Teraz wiem, że wiele bym straciła, bowiem powieść Jose Saramago to coś znacznie więcej niż tylko historia i katastroficznym, bądź dystopijnym wydźwięku. To wysoce symboliczna opowieść z drugim dnem, pełna aluzji i odniesień, które można interpretować na różne sposoby. Z pewnością też może stanowić podstawę do fascynującej dyskusji nad ludzką naturą i kruchością moralności w obliczu katastrofy.

Przede wszystkim powieść w bardzo dosadny i miejscami wręcz turpistyczny obraz upadku człowieka, gdy nie tylko przestają obowiązywać znane mu reguły społeczne, ale też (a może przede wszystkim) gdy nie jest w stanie polegać w pełni na swoim ciele. Tracąc z dnia na dzień wzrok i nie mogąc polegać na pomocy osób widzących, ludzie stają się całkowicie bezradni, nie są w stanie samodzielnie zdobyć pożywienia, czy chociażby trafić do własnego domu. Gdy są przekonani, że to co widoczne, już się nie liczy oraz że ich czyny pozostaną niezauważone, zaczynają staczać się i przypominać bardziej zwierzęta niż istoty ludzkie. Oczami kobiety, która jako jedyna zachowała zdolność widzenia, obserwujemy drastyczne i odrzucające sceny, gdy po pewnym czasie otaczający ją ślepcy zaczynają tonąć wręcz w fekaliach, załatwiając potrzeby tam, gdzie akurat stoją i gdy nie są już w stanie zadbać o higienę. Hamulce moralne puszczają również tym, którzy w chwili gdy nie ma już nad nimi prawa, postanawiają podporządkować sobie innych siłą – niezależnie od środowiska, czasu i miejsca, tacy zawsze się znajdą i są w stanie posunąć się do ostateczności, ani trochę nie licząc się z ludzkim życiem.

Saramago opowiada jednak nie tylko o tej oczywistej, fizycznej ślepocie. Bohaterowie powieści reprezentujący nas samych okazują się ślepi i głusi także w sposób metaforyczny – moralny, społeczny, uczuciowy. Nie jest do końca jasne przyczyny utraty wzroku, ale można się domyślać, że to swoista kara bądź też lekcja, by przypomnieć ludzkości, że czasem wzrok to za mało, by dostrzec to, co liczy się najbardziej.

Książka napisana jest w specyficznym, początkowo wymagającym wiele uwagi stylu. Autor zastosował dosyć niespotykany sposób zapisywania dialogów i prowadzenia narracji, w całej powieści nie pojawia się też ani jedno imię czy nazwisko. Wszystkie postaci określone są przez pryzmat swego zawodu (lekarz, taksówkarz) lub charakterystycznej elementy wyglądu (dziewczyna w ciemnych okularach, zezowaty chłopiec). Nieco przykry jest tylko fakt, że dwie kobiety, w tym jedna będąca czołową postacią, przedstawione są jedynie jako czyjeś żony, jakby ten właśnie fakt definiował je bardziej niż ich własne cechy.

Miasto ślepców to powieść oryginalna i poruszająca, wymagająca chwili skupienia i skłaniają do niezbyt optymistycznych refleksji nad moralną kondycją ludzkości. Zdecydowanie warta uwagi!

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl



Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze