"Księga wieszczb" Erika Swyler

Księga wieszczb, Erika Swyler
Czarna Owca, 2016
Przed laty okres wakacyjny zwykle kojarzył mi się z lekkimi powieściami, w których wątki obyczajowe splatają się z pewną ulotną magią i tajemnicą. Taka właśnie jest Księga wieszczb Eriki Swyler, która stanowiła przyjemną odskocznię od bardziej krwawych i drapieżnych lektur.

Pewnego dnia w ręce młodego bibliotekarza Simona trafia niezwykła księga, która okazuje się dziennikiem trupy cyrkowej działającej pod koniec XVIII wieku. Zaskakujący jest fakt, że mężczyzna odnajduje w niej nazwiska swoich przodków, o których do tej pory wiedział niewiele więcej ponad to, że jego rodzina od wielu pokoleń związana jest z cyrkiem. Jego matka była znaną i cenioną „syreną”, wytrzymującą pod wodą kilkukrotnie dłużej niż przeciętny człowiek, po jej śmierci młodsza siostra Simona, niepokorna Enola, również przyłącza się do cyrkowej ekipy jako wróżka.

Zgłębianie księgi byłoby zwykłą rozrywką, gdyby nie jeden, bardzo niepokojący fakt. Okazuje się, że każda z kobiet z rodziny Simona, których losy zapisane są w dzienniku, zginęła tragiczną śmiercią dokładnie tego samego dnia, choć oczywiście w różnych latach. Co więcej, jego matka popełniła samobójstwo również w tym samym czasie. Czy nad rodziną wisi klątwa? Simon postanawia zbadać tę sprawę bliżej, tym bardziej, że jego siostra zaczyna zachowywać się w niepokojący sposób. Czy jej również grozi niebezpieczeństwo?

Akcja powieści toczy się dwutorowo. Wydarzenia współczesne, w których poznajemy bliżej głównego bohatera i jego ekscentryczną, maksymalnie pokręconą i egoistyczną siostrę, przeplatają się dosyć niespodziewanie z historią pewnego niemego chłopca, przygarniętego przez cyrkową grupę. Nieoczywisty w pierwszej chwili związek między obiema liniami fabularnymi ujawnia się dopiero z czasem, chociaż mam wrażenie, że staje się oczywisty dla czytelnika szybciej niż planowała to autorka.

Najbardziej ujęły mnie fragmenty opowiadające o życiu cyrkowej trupy sprzed ponad dwustu lat. Swyler barwnie odmalowała trudne, ale jednocześnie fascynujące realia i warunki ich pracy, sztuczki i wybiegi niezbędne do efektywnego show oraz atrakcji, jakie były wówczas popularne, a które obecnie mogłyby budzić co najmniej poważne kontrowersje. W mniejszym stopniu za sprawą Enoly poznajemy również cyrk we współczesnej odsłonie, pozbawiony częściowo dawnej magii, ale nadal mający w sobie to „coś”.

Sama intryga początkowo pobudza wyobraźnię, ma w sobie coś niepokojącego, ale niestety (i tu tkwi główny problem tej powieści) dość szybko czytelnik jest w stanie dojść do jej sedna i poznaje rozwiązanie, mimo że Simon mota i rzuca na oślep w różnych kierunkach aż do samego końca. Niemniej, nawet posiadając wiedzę znacznie przewyższającą to, o czym wie główny bohater, lektura nie nudzi, a to za sprawą atmosfery niedopowiedzeń i niepokoju, jaką wprowadza autorka, która oddziałuje na czytającego nawet wtedy, gdy wie już mniej więcej, czego się spodziewać.

Podsumowując, Księga wieszczb to dobra lektura na lato, gdy szukamy książki lekkiej, niezobowiązującej i zwyczajnie przyjemnej w lekturze, a przy tym posiadającej tę magiczną atmosferę, którą najlepiej chłonie się w słoneczne popołudnie leniuchując na balkonie lub w ogrodzie. Choć nie pozbawiona wad zapewniła mi dwa relaksujące popołudnia, a oto przecież chodzi.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
        

Komentarze