"Ludzkie dzieci" P.D. James

Ludzkie dzieci, P.D. James
MAG, 2006
Literatura proponuje nam różne wizje zagłady ludzkości i świata, który znamy, poczynając od wojen nuklearnych, poprzez katastrofy naturalne, a na ataku kosmitów kończąc. "Ludzkie dzieci" pokazują alternatywę znacznie mniej spektakularną, a jednocześnie bardziej przerażającą - świat pozbawiony jedynej prawdziwej nadziei na przyszłość - dzieci.

Rok 1995 zwany Omegą stał się początkiem końca ludzkiej cywilizacji. W październiku przyszło na świat ostatnie dziecko, a ludzie stali się niezdolni do prokreacji. Mimo zaawansowanej technologii i medycyny nikt nie był w stanie tego zmienić, a kolejne badania nieubłaganie pozbawiały nadziei, że jest to tylko chwilowy problem.

Rok 2021. Ziemia powoli się wyludnia. Po blisko trzech dekadach bezowocnych badań nikt już nie łudzi się, że na świecie ponownie pojawią się dzieci. Mieszkańcy europejskich państw coraz bardziej posuwający się w latach i beznadziei pragną już tylko w spokoju doczekać końca swych dni. Władzę w Wielkiej Brytanii sprawuje zarządca Xan Lyppiatt, kierując kraj w stronę coraz bardziej zaostrzonej dyktatury. Znaczna większość społeczeństwa nie jest zainteresowana tym, co dzieje się dookoła nich, pojawia się jednak grupa buntowników, którzy planują obalić jego władzę.


P.D. James znana jest przede wszystkim jako autorka klasycznych kryminałów (swoją drogą bardzo dobrych), a wydane po raz pierwszy w 1992 roku Ludzkie dzieci to jej jedyna, o ile się nie mylę, powieść będąca mieszanką dystopii, sensacji i thrillera politycznego. I chociaż pomysł na fabułę był naprawdę świetny, cieszę się, że autorka skupiła się w swojej twórczości na powieściach detektywistycznych, te wychodziły jej znacznie lepiej.

Zacznijmy od tego, co dobre. Książka została podzielona na dwie części i pierwsza z nich, skupiająca się przede wszystkim na opisie świata od lat skazanego na zagładę, jest naprawdę niezła. Pisarka doskonale przedstawiła reakcje ludzi pozbawionych nadziei na potomstwo i świadomych zbliżającego się upadku całej cywilizacji. Opisy kobiet popadających w szaleństwo, niańczących lalki i kocięta, urządzających im przyjęcia, chrzciny i inne ceremonie mocno dają do myślenia. Podobnie jak organizowane przez państwo obrzędy Wyciszania, będące zbiorowymi samobójstwami starszych osób. Społeczeństwo nastawione jest jedynie na przyjemność i spokój, niemal nikogo nie interesuje już polityka czy sprawy publiczne. Liczą się tylko własne cztery kąty, w których można czekać na koniec. Generalnie wizja świata przedstawiona przez P.D. James jest wypełniona marazmem, przygnębieniem i rezygnacją.

Na tym jednak kończy się to, co może w powieści o ile nie zachwycić, to przynajmniej zaintrygować. Po przeczytaniu książki nieustannie nasuwa się myśl, że tkwiący w niej potencjał nie został należycie wykorzystany. Po pierwsze, przyczyny nagłej bezpłodności, która dotknęła całą ludzką populację, poczynając od krajów wysoce rozwiniętych aż po najbiedniejsze i najdziksze zakątki planety, nie zostały w żaden sposób wyjaśnione. Po drugie i znacznie istotniejsze, niemal nie ma tu akcji. O ile pierwsza część - jak już wspomniałam - zawiera przede wszystkim opis umierającej cywilizacji, o tyle fabuła drugiej z założenia powinna pociągnąć dynamizm akcji. Tymczasem otrzymujemy opis ucieczki, pościgu i walki (kogo z kim i w jakim celu nie zdradzę, żeby nie psuć niespodzianki tym, którzy jednak po książkę sięgną), które niespecjalnie trzymają w napięciu, nie wywołują też większych emocji. Po trzecie, zakończenie rozczarowuje. Tyle i aż tyle.

Podsumowując, Ludzkie dzieci nie zachwycają wykonaniem, ale jednocześnie pokazują interesującą, mroczną, a co więcej dosyć prawdopodobną wizję przyszłości, która - mam ogromną nadzieję - nigdy nie stanie się naszym udziałem.

A jutro będzie słów kilka(naście) na temat filmowej, "holiłudzkiej" wersji "Ludzkich dzieci". Zapraszam :)

Komentarze