"Porzucone Królestwo" Feliks W. Kres

Kolejny tom niesamowitej Księgi Całości już za mną. Ostatnie dni minęły mi w towarzystwie bohaterów znanych m.in. z dwutomowej Grombelandzkiej legendy. I powiem Wam tak – nie tylko George R.R. Martin potrafi złamać serce czytelnikowi, Feliksowi W. Kresowi też zdarza się wbić cios prosto w serce. 

 



Porzucone Królestwo to siódmy z kolei tom serii, ale stanowi bardziej kontynuację wydarzeń przedstawionych w tomach poświęconych Łowczyni (Gromberlandzka legenda, czyli tomy trzeci i czwarty) niż księżnej Ezenie (Pani Dobrego Znaku, czyli tomy piąty i szósty). To opowieść o dalszych losach kolejnej żywej legendy - najpotężniejszego wojownika swych czasów, niepokonanego króla gromberlandzkich gór, Basergora-Kragdoba i jego brata krwi, kociego wojownika Rbita. 

 

Po kilkunastu latach spędzonych na beztroskim życiu w Dartanie, dawny władca gór, trzymający w żelaznej pięści najgorszych nawet zbójów, postanawia wrócić do domu. Pchany tęsknotą za tym, co minęło, wyrusza do Grombelardu, który pod jego nieobecność zdążył całkowicie zdziczeć i w niczym nie przypomina kraju, który przed laty opuścił. Czy jego powrót ma jeszcze sens? Czy będzie w stanie ponownie podporządkować sobie Ciężkie Góry?  

 

Jednocześnie śledzimy losy Army, która z dawnej przyjaciółki i podkomendnej Glorma przerodziła się w namiestniczkę Grombelardu, co z miejsca niemalże stawia ją po przeciwnej stronie barykady w stosunku do powracającego Kragdoba, a także odrzuconego przez Szerń Tamenatha i towarzyszącej mu Ridarety-Riolaty, córki legendarnego Demona Walki, będącej wcieleniem Przeklętego Rubinu. 

 

Z każdym kolejnym tomem Kres udowadnia, że stworzone przez niego uniwersum jest znacznie bogatsze niż można by się spodziewać, a bohaterowie i ich historie znacznie bardziej ludzcy i realistyczni, niż chcielibyśmy przyznać. Porzucone królestwo czyta się doskonale, a jednak przez całą lekturę czytelnikowi towarzyszy poczucie nadciągającego końca. Czyj to jednak będzie koniec? Tego do ostatnich rozdziałów nie możemy być pewni. Zwłaszcza że obserwujemy bohaterów stojących po przeciwległych stronach, a kibicować chciałoby się zarówno jednym, jak i drugim.  

 

Zakończenie ściska za serce, wywołuje wiele emocji, które nie są łatwe, a lektura mimo że naprawdę doskonała, wzbudzi wiele smutku. Dobrze, że w zanadrzu czeka na mnie kolejny tom. Liczę, że mnie pokrzepi. 


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze