"Miasto Biesów. Czekając na powrót cara" Albert Jawłowski

Rosja to kraj kontrastów, których istnienia większość mieszkańców Zachodu nawet sobie nie uświadamia. Dlatego z taką chęcią sięgam po reportaże opowiadające o różnorodnych aspektach rosyjskiej kultury i rosyjskiego społeczeństwa. Tym razem padło na Miasto biesów autorstwa Alberta Jawłowskiego, poruszający wiele tematów, które łączy jedno - współczesny kult cara Mikołaja II Romanowa. 


 

Ostatni rosyjski car, jego żona i pięcioro dzieci zostali zamordowani przez bolszewików w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku. Brutalnej egzekucji dokonano w Jekaterynburgu, w piwnicy domu, który wcześniej był wykorzystywany jako miejsce aresztu carskiej rodziny. Przez kilkadziesiąt lat nie mówiono właściwie o tym głośno, a Dom Ipatiewa niczym cichy wyrzut sumienia istniał gdzieś na obrzeżach świadomości lokalnych mieszkańców. Zmieniło się to, gdy władze podjęły decyzję o jego wyburzeniu. To właśnie wówczas zaczęto coraz częściej poruszać ten temat i badać okoliczności śmierci cara. Wtedy też zaczął rodzić się kult świętego cara, wprawdzie znienawidzonego, gdy żył, ale ukochanego po śmierci i wyniesionego na ołtarze. 


Początek lektury jest dosyć zniechęcający. Mowa w nim o samym Jekaterynburgu, po I Wojnie Światowej przekształconym na Swierdłowsk na cześć bolszewickiego przywódcy, Jakowa Swierdłowa, z którego rozkazu nota bene dokonano egzekucji na carskiej rodzinie. Poruszane są również kwetie polityczne, które wprawdzie nakreślają tło dla dalszej części reportażu, ale w pierwszej chwili mogą być nieco dezorientujące. Dopiero kolejne rozdziały stanowią prawdziwy smaczek.  


Jawłowski odwiedza Jekaterynburg oraz znajdujące się w nim Cerkiew na Krwi wzniesioną w miejscu, gdzie wcześniej stał Dom Ipatiewa, i Ganiną Jamę, monastyr stojący na uroczysku, gdzie najprawdopodobniej pochowano szczątki zamordowanych. Przyjeżdża tu w wyjątkowym czasie, gdy miejscowa (i nie tylko) społeczność przygotowuje się do obchodów setnej rocznicy śmierci cara. Z tej okazji organizowana jest procesja oraz szereg towarzyszących jej uroczystości. Autor rozmawia z ludźmi, przypatrując się otwarcie i z ukrycia, i przelewając na papier wszystkie spostrzeżenia, a te potrafią być zaskakujące.  


Dodatkowo porusza kwestie pozornie nie związane z samym Jekaterynburgiem, lecz z ruchem carobożników już tak. Wśród nich jest choćby postać Natalji Pokłonskiej, deputowanej do Dumy i Prokurator Republiki Krymu, która najpierw zrobiła medialną furorę dzięki swej urodzie i wdziękowi, a następnie dała się poznać jako fanatycznie oddana zwolenniczka kultu Mikołaja II. 


Po skończonej lekturze muszę przyznać, że mam problem z jej jednoznaczną oceną. Z jednej strony w Mieście biesów znalazłam mnóstwo informacji na temat kwestii, o których istnieniu nawet wcześniej nie wiedziałam. Spodobało mi się także pokazanie tej drugiej Rosji, nie wielkomiejskiej, moskiewskiej, lecz tej odległej, prowincjonalnej. Z drugiej strony, przeszkadzały mi dwie kwestie. Po pierwsze styl pisania, miejscami egzaltowany, jakby autor napawał się samą sztuką pisania, a nie przekazywaniem informacji, a mowa tu przecież o reportażu, nie literaturze pięknej. Po drugie, czasem odnosiłam wrażenie, że spogląda na swoich rozmówców z wyższością i daje temu wyraz w sposobie ich przedstawienia, a to już zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. 


Niemniej, mimo powyższych zastrzeżeń, jeśli interesujecie się współczesną Rosją, warto sięgnąć. 

  

Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze