"Upiorne opowieści po zmroku" Alvin Schwartz

Sięgając po Upiorne opowieści po zmroku spodziewałam się historii podobnych do tych zawartych w świetnej serii Lore. Zwłaszcza że trailery filmu, który powstał na ich podstawie są mocno niepokojące i wywołują gęsią skórkę. Niestety, po skończonej lekturze jestem raczej rozczarowana.



Książka Alvina Schwartza to pierwsza z trzech w serii, co trochę mnie dziwi, ponieważ liczy zaledwie 130 stron - całość wydana razem mogłaby stanowić zacny zbiór opowieści, a tak to lektura raptem na godzinę. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę dużą czcionkę i ilustracje (swoja drogą, doskonale pasujące do tekstów i mocno klimatyczne). W oryginale wszystkie trzy części także ukazywały się oddzielnie, kolejno w 1981, 1984 oraz 1991 roku, ale dwa lata temu wydano je w jednym zbiorze, co także i u nas nie byłoby złym pomysłem.

W zbiorze, a raczej zbiorku, znajdziemy 29 opowiadań bazujących na folklorze i miejskich legendach. Są wśród nich historie z dreszczykiem, ale i takie, z których można się zwyczajnie pośmiać. Niektóre, jak Wendigo, znane będą osobom, które mają za sobą opowiadania Alggernona Blackwooda, inne mogą się okazać zupełnie nowe. Jeśli jednak oglądaliście w dzieciństwie Gęsią Skórkę albo Opowieści z krypty, to raczej nie będziecie zaskoczeni - historie są podobne albo utrzymane w bardzo podobnym klimacie.

W niektórych opowieściach znajdują się podpowiedzi dla opowiadającego, jak nastraszyć słuchaczy. Z jednej strony można więc wykorzystać lekturę, by potem postraszyć znajomych lub własne dzieci (o ile są już w stosownym wieku oczywiście). Z drugiej jednak strony momentami psuło to trochę frajdę z czytania. 

Raczej trudno nazwać przedstawione tu historie za naprawdę straszne. Możliwe, że inaczej się je odbiera czytając je samotnie w ciemności, ale nie zawsze jest szansa na taką właśnie lekturę. Chyba bardziej od samych opowiadań podobało mi się posłowie, w którym autor przybliża historie związane z zebranymi przez siebie historiami (jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć). Warto bowiem przy tym wspomnieć, że w zbiorze nie znajdują się wymyślone przez Schwartza opowieści grozy, a takie, które funkcjonują już od lat w różnych miejscach i społeczeństwach.


Podsumowując, nie jest to taka książka, jakiej oczekiwałam. Zamiast czystej grozy, znalazłam w niej opowiadania, które czyta się w większości z przyjemnością, ale nie z zapartym tchem czy gęsią skórką. Sprawdzi się jako szybka, lekka lektura i tyle.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze