"Czasami kłamię" Alice Feeney (recenzja przedpremierowa)

Sceptycznie podchodzę do zapowiedzi na temat kolejnego best-sellera, który wstrząśnie naszym rynkiem wydawniczym. Rzadko kiedy choć trochę pokrywają się z rzeczywistością. Człowiek bywa jednak słaby i od czasu do czasu łapię się na lep intrygującego opisu. Tak było w przypadku opowieści o Amber Reynolds, która…  czasami kłamie. I nie będę kryć, trafiłam na ten wyjątek, na który czasem czeka się bardzo długo. Tym razem wszelkie peany na cześć Alice Feeney są w pełni uzasadnione!

Gdy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Amber odzyskuje świadomość, z przerażeniem zdaje sobie sprawę, że leży w szpitalu pogrążona w śpiączce. Nie może poruszać ciałem, wszystko jednak czuje i słyszy. Tylko myśli mącą jej się w głowie i nie jest w stanie odtworzyć ostatnich wydarzeń. Co się stało? Dlaczego znalazła się w takim stanie? Czemu wzdraga się przed obecnością męża, którego przecież kocha? I skąd ta nagła niechęć między nim a jej siostrą Claire?

Wydarzenia ze szpitala przeplatają się ze wspomnieniami Amber sprzed kilku dni, gdy walczy o zachowanie posady w stacji radiowej, mierząc się z podejrzeniami o zdradę męża i spotkaniem z dawnym chłopakiem. Pojawiają się także fragmenty pamiętników dziesięcioletniej dziewczynki, która z jednej strony sprawia wrażenie nie do końca dostosowanej społecznie, a z drugiej dorastającej w trudnych, patologicznych warunkach. Gdy na jej drodze pojawia się cicha i niezbyt popularna wśród rówieśników Taylor, wygląda na to, że los nareszcie się do niej uśmiechnął.

Opowieść prowadzona jest z punktu widzenia Amber i bardzo trudno porzucić zwyczajowe zaufanie do narratora, a przedstawione przez niego wydarzenia traktować z dozą nieufności. A przecież główna bohaterka podkreśliła już na początku, że zdarza jej się mijać z prawdą. Czy możemy więc w pełni uwierzyć temu, co mówi? Czy pojawiające się nieścisłości wynikają z zaburzeń, czy też kobieta celowo wprowadza czytelnika w błąd? A może po prostu tak głęboko wmawia sobie niektóre rzeczy, że sama w nie wierzy? To nie będzie oczywiste aż do samego końca, a gwarantuję, że nie raz i nie dwa pozostawi Was ze szczęką leżącą wygodnie na Waszych kolanach.

Jak przystało na rasowy thriller, akcja już od samego początku trzyma w napięciu i nie pozwala na chwilę wytchnienia. Autorka nieustannie podsuwa też nowe tropy i rzuca światło na nieznane wydarzenia, czasem subtelnie, czasem waląc po głowie niczym obuchem. Z tego względu wielokrotnie trzeba zrewidować wyrobioną już opinię na temat tego, co naprawdę dzieje się wokół Amber i co ją spotkało. I zapewnia to naprawdę świetną zabawę, zwłaszcza tym, którzy wolą sami pogłówkować i lekko się pomęczyć, odkrywając szczegóły skrojonej przez autora intrygi. Przyznaję, że tym razem sromotnie poległam, mimo że kilkukrotnie byłam wręcz stuprocentowo przekonana, że nareszcie przejrzałam zagrania Feeney. 

Mówiąc krótko, Czasami kłamię zaskakuje bardzo pozytywnie i stanowi dowód na to, że thriller nie umarł i nie pogrążył się we wtórności schematów, jak grzmią niektórzy. Serdecznie polecam!

Premiera już 25 października!

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze