"Księżyc myśliwych" Katarzyna Krenz, Julita Bielak

Krwistoczerwony księżyc odcinający się od czarnego nieba, na którym nie widać gwiazd nie tylko intryguje, ale i wprowadza aurę zagrożenia, poczucie nieokreślonego do końca niepokoju. Określenie Księżyc Myśliwych doskonale oddaje jego charakter i takiej właśnie formie towarzyszy on bohaterom najnowszej powieści Katarzyny Krenz i Julity Bielak.


Sylt, otoczona mgłą wyspa na Morzu Północnym, gdzie życie toczy się leniwie, by nie powiedzieć sennie. Jakie tajemnice może kryć? Zdawać by się mogło, że żadnych, a jednak rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Gdy pewnego dnia mąż Evy Waltzer ginie na morzu, wszyscy uznają to za wypadek. Mijają miesiące, kobieta powoli godzi się ze stratą. Wtedy znika również jej córka, Sophie, a do drzwi puka tajemniczy, uwodzicielski Francuz, podający się za dziennikarza śledczego. W tym samym czasie przybyły na Sylt śladem Sophie, zakochany w niej Cyryl, zostaje brutalnie pobity przez nieznanych sprawców. Traci pamięć, co tym samym uniemożliwia matce dziewczyny i prowadzącym dochodzenie śledczym odkrycie prawdy o tym, co się wydarzyło.

Księżyc Myśliwych zaintrygował mnie już w chwili, gdy zobaczyłam w zapowiedziach jego okładkę i krótki opis fabuły. Sięgając po niego, spodziewałam się owianą tajemnicą historii, mariażu nastrojowego thrillera z powieścią obyczajową. Jednak już pierwsze strony wyprowadziły mnie z błędu, a praca autorek całkowicie zaskoczyła. I mimo że skończyłam jego lekturę dwa dni temu, nadal trudno mi ubrać w słowa wrażenia, jakie wywołał.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest niezwykła, lekko oniryczna atmosfera, która towarzyszy czytelnikowi już od pierwszych stron. Nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją, i jak oddzielić sen od jawy. Jednocześnie całość przepełniona jest niedopowiedzeniami, które wywołują nutkę niepokoju, a poczucie nieokreślonego zagrożenia narasta wraz z każdym kolejnym rozdziałem. Niby nie dzieje się nic takiego, niby przed naszymi oczami toczy się zwyczajne życie, a jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mgła osnuwająca Sylt ma w sobie coś nierealnego, co przekłada się na odbiór całej wyspy i jej mieszkańców.

Wydarzenia toczą się wokół kilku zaledwie postaci: Evy, Cyryla i jego byłej dziewczyny, artysty Vincenta, który na Sylt odnalazł ciszę i spokój, porzuconej przez kochanka młodziutkiej Rose, która odkrywa, że jest w ciąży oraz niewidomego właściciela miejscowego baru. Widzimy je ich oczami, czasami z różnych perspektyw, co zmienia ich wydźwięk, czasem bardzo znacząco. Całość zaś przeplatana jest bogatą korespondencją, wypełnioną przemyśleniami na temat rozwoju akcji, ale również życia w ogóle.

To właśnie ten element powieści, zawierający liczne, bardzo bogate odniesienia kulturowe, przede wszystkim do kina i twórczości Bergmana, odróżnia Księżyc Myśliwych od wielu innych pozycji obecnych na naszym rynku. Nadaje mu dodatkowego smaczku i wprowadza tę atmosferę nierealności. Jednocześnie zaś sprawia, że punkt nacisku przesuwa się z rozwoju wydarzeń na snute przez autorki rozważania, dzięki czemu po książkę można z powodzeniem sięgnąć nie raz i nie dwa, i odkryć w niej coś nowego.

Powieść Katarzyny Krenz i Julity Bielak oczarowuje, ale i pozostawia z uczuciem nostalgii i niepokoju długo po skończonej lekturze. Polecam czytelnikom, którzy szukają w książce czegoś więcej niż tylko wartkiej i żywiołowej akcji. Dajcie się porwać magii Sylt.

Recenzja powstała w ramach akcji Dream-list Books
#księżycmyśliwych #pełnomyśliwych #27października


Komentarze