"Ene, Due, Śmierć" M.J. Arlidge

Ene, Due, Śmierć, M.J. Arlidge
Czwarta Strona, 2015
Czy będziesz w stanie zabić najbliższą Ci osobę, jeśli to jedyne rozwiązanie, byś mógł przeżyć? Strzelić w głowę przyjacielowi? Ukochanemu chłopakowi? Dziecku? Kiedy człowiek z ofiary może zmienić się w kata i jaką cenę przyjdzie mu potem za to zapłacić, powie Wam M.J. Arlidge w Ene, Due, Śmierć.

Podróżowanie autostopem niesie więcej ryzyka niż można się tego spodziewać. Gdy Amy i Peter wsiadają do samochodu sympatycznie wyglądającej kobiety, nie zdają sobie sprawy z tego, że już wkrótce znajdą się na odludziu w pozbawionym wody starym basenie, z którego nie ma wyjścia. A wraz z nimi pistolet z jednym nabojem i wiadomość – uratować może się tylko jedna osoba, a ceną za jej przeżycie jest śmierć drugiej. To dopiero początek serii uprowadzeń, które zdają się coraz bardziej przypadkowe i nijak ze sobą nie powiązane. A ich skutki są coraz bardziej makabryczne.

W Ene, Due, Śmierć, niczym w tytułowej wyliczance, nikt nie może być pewny swego losu. Motywy postępowania mordercy zdają się pozbawione sensu, a nawet kiedy w końcu go nabiorą (choć według mnie intryga jest nieco zbyt naciągnięta), jeden fakt przeraża równie mocno od początku do końca – celem całkowicie pozbawionego skrupułów i empatii psychopaty może stać się dosłownie każdy. Nie jest istotne, czy jesteś dobry, czy też na sumieniu ciążą Ci jakieś ciemne sprawki, czy nadepnąłeś komuś na odcisk albo krzywo się spojrzałeś. Czasem wystarczy fakt, że pojawiłeś się w złym miejscu o złej porze, bądź los postawił na Twojej drodze niewłaściwą osobę. Choćby na pięć minut.

Powieść jest debiutem, o czym dowiedziałam się dopiero po jej lekturze, ale muszę przyznać, że w niczym nie ustępuje książkom wydawanym przez starych wyjadaczy gatunku. Już pierwszy rozdział wprowadza zamieszanie, a z każdym kolejnym napięcie wzrasta i trwa to do samego końca. W przeciwieństwie do wielu innych pisarzy, Arlidge nie bawi się w stopniowe budowanie tła i subtelne zawiązywanie intrygi. Akcja mknie od samego początku, co z jednej strony sprawia, że książkę po prostu błyskawicznie się pochłania, ale z drugiej strony zaowocowało to nieco pobieżnym psychologicznie przedstawieniem niektórych postaci.

Mamy okazję poznać trzy strony tej historii – troje policjantów, każde mierzące się z innym problemem, przeżywające koszmar ofiary oraz samego mordercę, choć akurat temu ostatniemu autor poświęcił najmniej czasu i wypadł on najmniej przekonująco. Co nie oznacza w żadnym razie fuszerki w warsztacie, a jedynie słabiej dopracowany element dobrze skrojonej całości.

Ene, Due, Śmierć jest klasycznym thrillerem, bardzo dobrze spełniającym wymagania gatunku, zawierającym również typowe dla niego elementy – mordercę ze zwichniętą psychiką, mszczącym się za krzywdy z przeszłości oraz śledczych walczących z własnymi demonami. Z tego względu trudno nazwać go zaskakującym czy odkrywczym, niemniej jednak czyta się go naprawdę doskonale, dlatego z pełnym przekonaniem polecam go fanom mocnych książek, w których trup gęsto się ściele, a policjantom daleko do porządnych stróżów prawa.


Komentarze