"Popłynę przed siebie jak rzeka" Shelley Read

Popłynę przed siebie jak rzeka to debiutancka powieść amerykańskiej autorki Shelley Reads, która swoją głębią i całą gamą emocji, jakie wzbudza w czytelniku, wcale nie sprawia wrażenia debiutu.

Rok 1948. Po tragicznej śmierci matki, zaledwie kilkunastoletnia Victoria przejmuje jej obowiązki prowadzenie rodzinnego gospodarstwa. Jej ojciec i brat zajmują się głównie brzoskwiniowym sadem, będącym dumą i głównym źródłem dochodów rodziny. Od niej oczekują podporządkowania się i przestrzegania ściśle wyznaczonej roli. Victoria jest posłuszna i nawet nie przychodzi jej do głowy jakikolwiek bunt. Przynajmniej do czasu, gdy przypadkiem poznaje Wilsona Moona, młodego włóczęgę, w którym bez pamięci się zakochuje.

Poruszająca historia Victorii pozostanie we mnie na długo. Można by pokrótce opisać ją po prostu jako opowieść o dojrzewaniu w świecie, w którym kobiety dopiero walczyły o swoje niezależne miejsce w społeczeństwie. O niezwykłej sile i odwadze młodej dziewczyny, która nawet w obliczu tragedii, nie poddaje się, lecz walczy o siebie i to, co dla niej ważne. O wytrwałości i pielęgnowaniu pamięci o tym, co najcenniejsze. O miłości, która przekracza granice i zmienia człowieka, dając mu siłę, ale też czyniąc go bezbronnym wobec ciosów, jakie może szykować na nas los.

To jednak nie wszystko. Powieść Shelley Reads to także pośrednio studium amerykańskiego społeczeństwa z połowy XX wieku, w którym rasizm i uprzedzenia kwitły w najlepsze. Nierówność wobec prawa, powtarzane niby w dobrej wierze stereotypy i otwarta przemoc były powszechnie tolerowane – to co wyróżnia jednak niniejszą pozycję to fakt, że odnoszą się one do rdzennych Amerykanów, których dyskryminacja dotykała (i dotyka) w równie dużym, a może nawet i większym stopniu co Afroamerykanów. To również obraz modelu ówczesnej rodziny, w którym kobieta niewiele ma do powiedzenia – ma dbać o męża i dzieci, ładnie się prezentować i nie wyrażać głośno swojego zdania, to bowiem i tak niezbyt się liczy, jeśli mężczyzna coś postanowi.

Podsumowując, Popłynę przed siebie jak rzeka to opowieść piękna, poruszająca i zapadająca w pamięci. Gorąco polecam!

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze