"Na uwięzi" Katarzyna Bonda

Bardzo dobrze wspominam tetralogię Katarzyny Bondy o Saszy Załuskiej, ale na kilka lat twórczość autorki niekoniecznie pojawiała się w zasięgu moich lektur. Teraz sięgnęłam po jej najnowszą powieść, Na uwięzi, z cyklu o detektywie Jakubie Sobieskim i mimo pewnych zgrzytów chętnie sięgnę też po pozostałe części.


Tym razem do detektywa zwracają się matka i ojczym piętnastolatki, która dwa dni wcześniej wyszła z domu i do tej pory nie dała znaku życia. Dziewczyna była wcześniej prześladowana przez grupę rówieśników, zmieniła szkołę i miała za sobą próbę samobójczą. Sobieski szybko angażuje się w sprawę, ale niemal od razu przekonuje się, że w opowieści przedstawionej mu przez klientów bardzo niewiele faktów zgadza się z rzeczywistością, a cała historia ma znacznie głębsze i mroczniejsze dno.

Intryga kryminalna, wokół której osnuta jest cała opowieść, oparta jest przede wszystkim na przestępstwach seksualnych. Mamy tu m.in. postać skrajnie szowinistycznego influencera, który promując poglądy o samcach alfa i sposobach podporządkowywania sobie kobiet, zbudował wokół siebie coś na kształt kultu. Niebezpiecznego i obrzydliwego, ale tego chyba dodawać nie trzeba. Taki Andrew Tate, tylko jeszcze bardziej zdegenerowany.

To co łączy wszystkie poznane przeze mnie dotąd powieści Katarzyny Bondy to nieustanne zwroty akcji i sekrety, skrywane przez bohaterów, które potrafią wywrócić dotychczasowe opinie całkowicie do góry nogami. Nie inaczej jest w przypadku Na uwięzi – nikt nie jest do końca tym, za kogo chce uchodzić, a wszystkich snute przez autorkę nici powiązań między postaciami potrafią wywołać prawdziwy zawrót głowy, zwłaszcza że część owych relacji wychodzi na jaw dopiero w ostatniej chwili.

Tu dochodzimy do wspomnianych na początku zgrzytów – niektóre z rozwiązań zaproponowanych przez Bondę wydaje się naciąganych i przekombinowanych. Nie na tyle, żeby odłożyć książkę, ale z pewnością nie wszystko „klika” i pasuje. Nie przekonały mnie też młodzieżowe dialogi prowadzone przez ósmoklasistów – język nadmiernie epatujący wulgaryzmami i wplecionymi angielskimi słówkami brzmiał sztucznie, podobnie jak i ksywki, które miał każdy z nich, a które brzmiały dość dziwnie.

Niemniej, nie można zarzucić autorce, że nie potrafi przyciągnąć uwagi czytelnika – powieść pochłonęłam dosłownie w jeden dzień. Fanom Bondy i powieści kryminalno-sensacyjnych serdecznie polecam.


Sprawdź inne książki z kategorii: 


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze