"Incel" Wiktor Mrok

Wakacyjny urlop to czas, kiedy thrillery i kryminały smakują najlepiej. Tegoroczny wypoczynek zaczęłam właśnie od jednego z nich – za mną Incel, trzecia z kolei powieść Wiktora Mroka, ale pierwsza z jaką miałam styczność. 


 

Moskwa, czasy współczesne. Dwie studentki przypadkowo trafiają na zmasakrowane zwłoki młodej kobiety. Wszystko wskazuje na to, że przed śmiercią ofiara była poddawana perwersyjnym torturom seksualnym. Śledztwo prowadzi major Alona Nikiszyna i jej zespół. Gdy dochodzi do porwania kolejnej młodej kobiety policjanci podejmują wyścig z czasem, by uratować ją zanim dojdzie do najgorszego.  

 

Do lektury zachęciło mnie przede wszystkim miejsce akcji. Od lat zaczytuję się w kryminałami Aleksandry Marininy i mam słabość do powieści, których akcja toczy się w Rosji. Byłam ciekawa, jak do tematu podszedł polski autor i czy udało mu się w naturalny sposób oddać ten specyficzny rosyjski klimat i atmosferę. Po skończeniu książki mam mieszane uczucia, ale po kolei. 

 

Zacznijmy od tego co dobre – akcja jest dynamiczna, dzieje się wiele i jako thriller powieść sprawdza się naprawdę nieźle. Od początku wiemy, kim jest morderca - nie znamy wprawdzie jego personaliów, ale wiemy, jakie są jego motywacje. Zdradza to już właściwie sam tytuł. Ciekawym rozwiązaniem było przedstawienie wydarzeń zarówno z perspektywy poszczególnych śledczych, jak i mordercy i samej ofiary.  

 

Autor nie stosuje taryfy ulgowej ani wobec swoich bohaterów, ani wobec czytelnika. Bez skrupułów obnaża najmroczniejszą, najbardziej plugawą stronę ludzkiej natury, która w tym wydaniu właściwie jest całkowicie odarta z człowieczeństwa. Tytułowy incel to mężczyzna mocno zaburzony, nienawidzący kobiet i pogardzający nimi, lecz jednocześnie zafiksowany na potrzebie posiadania partnerki idealnej – doskonale pięknej, posłusznej i gotowej poddawać się perwersyjnym i okrutnym praktykom seksualnym. 

 

Całość czyta się dobrze, ale mam trzy zastrzeżenia. Pierwsze to mocno zaakcentowany wątek medium, które pomaga policjantom w rozwiązaniu sprawy. Nie przekonują mnie takie rozwiązania i szkoda, że autor poszedł w tym kierunku. Drugie to wyidealizowany sposób przedstawienia całego zespołu śledczych - niczym radosnej, kochającej się rodziny. To chyba jednak tak nie wygląda i nie funkcjonuje. Żarciki i teksty, jakimi przerzucali się policjanci to pewnym czasie nużyły. Trochę było tego za dużo. A trzecia kwestia to już sprawa czysto językowa i kulturowa – akcja toczy się w Moskwie, a bohaterowie – nawet w sytuacjach oficjalnych – nie używają patronimików. Może się czepiam, ale gryzło mnie to okrutnie... 

 

Niemniej, książka jako thriller i wakacyjna lektura sprawdza się naprawdę nieźle. Dlatego jeśli niestraszne Wam opisy brutalnych zbrodni i jesteście fanami gatunku, możecie sięgnąć po nią bez większego wahania. 


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze