"Bridgertonowie. Propozycja dżentelmena" Julia Quinn

Moja przygoda z Bridgertonami trwa w najlepsze. Praktycznie nie sięgam po romanse, ale dla tej serii robię wyjątek przy każdym tomie – wprawdzie ten jest dopiero trzecim, ale po kolejne też będę sięgać bez chwili wahania. Dlaczego? Bo wiem, że lektura zapewni mi umysłowy detoks, pozwoli całkowicie się zresetować i po prostu cieszyć lekką, może i naiwną, ale ciepła fabułą. A ostatnio bardzo, bardzo tego potrzebuję. 



Bohaterami cyklu są członkowie tytułowego rodu Bridgertonów, a będąc precyzyjnym - córki i synowie hrabiny Bridgerton. Jest ich ośmioro, a każdy tom jest poświęcony historii jednego z nich. Zamożni, piękni i popularni – Bridgertonowie robią furorę wśród londyńskiej socjety, jednocześnie wyróżniając się spośród większości innych panien na wydaniu i kawalerów do wzięcia pragnieniem znalezienia prawdziwej miłości, a nie jedynie dobrej partii. I póki co idzie im to całkiem nieźle. 


Centralną postacią w Propozycji dżentelmena jest Benedict, drugi pod względem starszeństwa syn hrabiny. Nieczuły na starania matki, starającej się odnaleźć dla niego najlepszą kandydatkę na żonę, w końcu wpada w sidła miłości. I to w sposób zupełnie nieoczekiwany, poznając na jednej z maskarad cudowną, uroczą i piękną damę, która jednak nie chce mu zdradzić swego imienia, a twarz częściowo chowa po maseczką. Spędzają wspólnie dwie godziny, lecz gdy nadchodzi pora zdjęcia maseczek i ujawnienia twarzy, tajemnicza nieznajoma ucieka i Benedict nigdy więcej nic o niej nie słyszy. 


Przez kolejne miesiące mężczyzna bezskutecznie poszukuje damy, która skradła mu serce, nie wiedząc, że ta jest zupełnie blisko. Nieznajomą była bowiem nieślubna córka pewnego hrabiego, której na jedną noc było dane posmakować życia z towarzystwa zmarłego już ojca, a która na co dzień - z powodu dramatycznego splotu przypadków i wrednej macochy – pracuje jako pokojówka. Romans nie byłby jednak romansem, gdyby drogi Benedicta i Sophie nie przecięły się ponownie... 


Historia zaczerpnięta rodem z baśni o Kopciuszku udała się Julie Quinn wyśmienicie. Bawiłam się przy lekturze na tyle dobrze, że powieść pochłonęłam w jeden dzień i cieszę się, że akurat wczoraj mogłam sobie na to pozwolić. Propozycja dżentelmena posiada wszystkie zalety i wady poprzednich części serii. Jest lekka, przyjemna w odbiorze, okraszona dowcipem i właściwie już od pierwszych stron wiemy, jak mniej więcej potoczy się fabuła. I tu należy podkreślić, że owa przewidywalność absolutnie nie przeszkadza podczas zagłębiania się w kolejne rozdziały. Pozycje tego typu mają na celu zrelaksować, pozwolić odpocząć i zwyczajnie dobrze się bawić. I wszystkie te trzy zadania najnowszy tom Bridgertonów spełnia bez zastrzeżeń. 


Warto też wspomnieć jeszcze jedną kwestię, o której pisałam też przy okazji Mojego Księcia oraz Ktoś mnie pokochał - mimo że mamy tu do czynienia z romansem historycznym, autorka potraktowała realia epoki bardzo umownie. Relacje między bohaterami i ich sposób myślenia bliższe są czasom współczesnym niż pierwszej połowie XIX wieku, a ówczesny klimat tworzą głównie piękne stroje, bale i inne tego typu “dekoracje”. Dlatego jeśli jesteście wrażliwi na tego typu kwestie, możecie zgrzytać zębami... 


Jeśli jednak szukacie niezobowiązującej lektury, wciągającej, ale nie przesłodzonej opowieści o szalonej miłości, która przełamuje bariery i wywraca życie do góry nogami, Propozycje dżentelmena z pewnością Was zauroczy. A ja już czekam na kolejną odsłonę losów rodu Bridgertonów! 


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i s-ka.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze