"Pieśń bogini Kali" Dan Simmons

Powieści Dana Simmonsa mogłabym jeść łyżkami. Elektryzuje mnie każda zapowiedź kolejnej książki i sięgam po nie bez chwili wahania. Uwielbiam autora za Terror, HyperionaDrooda Letnią nocNieco słabiej na ich tle wypadła niedawna Abominacja, ale w niczym nie zmniejszyła ona mojego entuzjazmu wobec twórczości pisarza. Teraz przyszła kolej na sięgnięcie do samych jej początków - Wydawnictwo Vesper właśnie wydało debiutancką powieść SimmonsaPieśń bogini Kali. 



Już sama okładka przyciąga uwagę i hipnotyzuje. Jest mroczna i kryje w sobie grozę, która gości na stronach powieści już niemal od pierwszych stron. A im dłużej przyglądamy się widniejącej na grafice bogini Kali, tym bardziej niepokojący jest jej wizerunek. Bogini ma na sobie naszyjnik z ludzkich czaszek, a w swych czterech rękach trzyma szablę, czaszkę, sznur (będący w rzeczywistości stryczkiem) i uciętą głowę nieszczęśnika, najprawdopodobniej złożonego jej w ofierze. To, czego nie widać, to ostre kły i ukryta w odcieniach czerni czerwień krwi...

Akcja powieści rozgrywa się w latach siedemdziesiątych XX w. Trzydziestopięcioletni Robert Luczak, wysłannik amerykańskiego wydawnictwa literackiego, wyrusza w delegację do Kalkuty. Ma nabyć prawa do publikacji nowego dzieła wybitnego hinduskiego poety. Mężczyzna kilka lat wcześniej zaginął i został uznany za zmarłego, jednak wszystko wskazuje na to, że nie do końca tak było. Mimo przestrogi ze strony przyjaciela, pełen entuzjazmu Luczak zabiera ze sobą żonę i maleńką córeczkę i wyrusza w podróż do Indii. Staje tam twarzą w twarz z koszmarem, z którego istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy. 

 

Niektóre miejsca są tak złe, że nie powinny istnieć. Niektóre miasta są tak nikczemne, że nie da się ich znieść. Kalkuta jest takim właśnie miejscem. Przed Kalkutą śmiałbym się z takich słów. Przed Kalkutą nie wierzyłem w zło - z pewnością nie w zło jako siłę istniejącą odrębnie od ludzkich działań Przed Kalkutą byłem głupcem. 

 

Pierwsze, co uderza czytelnika niemalże od pierwszych stron, to niesamowity klimat. Zapewniam, podczas lektury na własnej skórze odczujecie gorącą, duszną, brudną atmosferę spowijającą miasto, do którego trafia główny bohater. Kalkuta widziana jego oczami to miejsce brudne dosłownie i w przenośni, skażone złem i nikczemnością. Czuć to i jest jednym z największych atutów powieści. 

 

Sama historia nie jest bardzo rozbudowana. W porównaniu do późniejszych książek Simmonsa, liczących po kilkaset stron, Pieśń bogini Kali wypada raczej skromnie - niecałe 300 stron. Dzięki temu połyka się ją właściwie przy jednym podejściu. Historia wciąga, miejscami obrzydza, w innych wywołuje smutek – z pewnością zapada w pamięci i nie pozostawia obojętnym. 

 

Mówiąc krótko, polecam! 



Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze