"Ludzie Północy: Saga europejska" Brian Wood

Trochę to trwało, ale nareszcie dorwałam trzeci tom Ludzi Północy, wieńczący świetną serię o Wikingach i prawdziwy rarytas dla fanów nordyckich klimatów. Dwa poprzednie zawierały historie rozgrywające się na obszarze Wysp Brytyjskich oraz Islandii, bieżący tom przenosi nas w stronę w różne rejony Europy, od Norwegii i Szwecji poczynając, poprzez Francję, a na terenach leżących nad Wołgą kończąc.



Zbiór składa się z pięciu niezależnych historii - dwóch krótkich i trzech znacznie bardziej rozbudowanych. Autorem scenariuszy jest – podobnie jak i w poprzednich tomach - Brian Wood, natomiast każdy został zilustrowany przez innego artystę, kolejno Vasilisa Lolosa, Riccardo Burchielliego, Simona Gane’aMatthew Woodsona oraz Leandro Fernandeza. 


Książkę otwiera Preludium. Wikińska sztuka pojedynku, której tytuł doskonale oddaje treść. Cała fabuła skupia się na walce dwóch wojowników, wyznaczonych przez zwaśnione rody, wykrwawiające się od lat w bezsensownej walce. Nie ma tu nic z honorowego pojedynku, ani wspaniałych, godnych podziwu mężów. Jest za to dosyć brudna walka na śmierć i życie oraz ludzie, którzy nie mają nic do stracenia. 

Część I. Metal. Akcja toczy się w Norwegii ok. 700 roku. Chrześcijaństwo rośnie w potęgę, a dawni bogowie odchodzą w zapomnienie. Nie wszyscy godzą się z tym jednak bez buntu. To historia młodego kowala, który postanawia w imię bogini Hel i pozostałych bóstw wyplenić ze swej ojczyzny “chrześcijańską zarazę”. I za późno zdaje sobie sprawę z tego, że w rękach bogów jest jedynie zabawką, a jego los igraszką ku ich uciesze. 



Część II. Oblężenie Paryża. Tu przenosimy się do 885 roku do Francji. Wikińska armia prze do przodu, aż wreszcie staje u wrót Paryża. Zdobycie miasta miało nie być problemem, tymczasem walki ciągnęły się rok. Komiks pokazuje działania Wikingów z innej perspektywy, możliwe, że dla niektórych równie interesującej, ale dla mnie była to jedna z mniej zajmujących części w tym tomie. 




Część III. Łowy. Tym razem Szwecja, rok 1000. W czasie, gdy u nas trwał zjazd gnieźnieński, gdzieś na północy Szwecji śledzimy losy pewnego łowcy. Zziębniętego, samotnego, zafiksowanego na polowaniu i pogrążającego się we własnym szaleństwie. Niby w porządku, ale czegoś mi zabrakło. Ot taki, przerywnik przed głównym punktem zbioru, czyli... 



Częścią IV. Morową wdową. Ta opowieść zajmuje objętościowo tyle samo, co wszystkie poprzednie razem wzięte. Jest najbardziej dopracowana fabularnie i subiektywnie oceniając ma najładniejszą kreskę. Jej akcja toczy się na terenie dawnej Rusi w czasie mroźnej zimy w 1020 roku. W kraju szaleje zaraza, pozostawiająca za sobą miasta, wioski i domostwa pełne trupów. Gdy mieszkańcy pewnej otoczonej przez lasy osady nad Wołgą, zamykają wrota i wypędzają zarażonych, ratują się wprawdzie przed chorobą, ale nie spodziewają się, że wewnętrzne walki o władzę doprowadzą ich do granic wytrzymałości. Mamy tu historię niby prostą, a jednak wywołującą emocje. Jest tu zdrada, żądza władzy, zazdrość i okrucieństwo, ale też okruchy ludzkiej empatii, dobra i matczynej miłości, która jest w stanie wszystko znieść.  



Jako całość zbiór prezentuje się całkiem dobrze, mimo że zawarte w nim opowieści są trochę nierówne. Z pewnością stanowi bardzo dobre zwieńczenie całej serii. Fanom Wikingów gorąco polecam wszystkie tomy. To też dobry pomysł na rozpoczęcie dorosłej przygody z komiksem 😊  



Przeczytaj także:

Komiks przeczytałam w ramach wyzwania "Trójka e-pik".

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze