"Siła złego na jednego" Ksenia Basztowa i Wiktoria Iwanowa

Pamiętacie opowieść o Diranie, Księciu Ciemności, najmłodszym synu Ciemnego Władcy, który postanawia się usamodzielnić i w związku z tym ucieka z domu? Siła złego na jednego to drugi tom lekkiej trylogii fantasy rodem zza naszej wschodniej granicy, w której tradycyjne motywy zostały wywrócone do góry nogami, a podział na dobrych i złych wcale nie jest taki oczywisty. 


Powieść jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z Ciężko być najmłodszymdlatego nie warto po nią sięgać, jeśli pierwszy tom jest jeszcze przed Wami. Po dwuletniej przerwie miałam też pewien problem, żeby płynnie “wejść” w lekturę, ale na szczęście trwało to tylko przez kilkanaście stron. 

W skrócie i bez zbędnych spoilerów: przedstawiony tu świat jest podzielony na Jasne i Ciemne Ziemie, będące pod kontrolę odpowiednio Jasnego Księcia i Ciemnego Władcy. Pierwsze są zamieszkane przez szlachetnych (w teorii) elfów, drugie przez władających magią Ciemnych Arystokratów oraz stojących ponad nimi Władców, posiadających zdolność do przeobrażania się w jaszczuropodobne stworzenia. Teoretycznie przynajmniej bardzo złych.  

Głównym bohaterem trylogii jest wspomniany już Diran, najmłodsze, nastoletnie dziecię Ciemnego Władcy, który postanawia wziąć swoje życie we własne ręce i zapisać się do szkoły, gdzie mógłby szlifować magiczne umiejętności. Problem w tym, że szkoła ta leży na Jasnych Ziemiach, dlatego po pierwsze trzeba do niej dotrzeć w jednym kawałku, a po drugie zachować przy tym incognito. W podróży, raczej z przypadku towarzyszy mu drużyna Jasnych bohaterów. 

W drugim tomie podróż Dirana i jego towarzyszy nadal trwa, chociaż trudno mówić o zachowaniu anonimowości, gdy rodzice chłopaka o wszystkim wiedzą, a i on sam nie zawsze może powstrzymać się przed wykorzystaniem swoich zdolności. Dodatkowo, kompania poszerza się o nowych członków, którzy wprowadzają dość dużo zamieszania i to pod różnymi względami. Gdzieś w tle zaś rozgrywa się spisek, który ma na celu wywołanie wojny między Jasnymi i Ciemnymi. Co z tego wyniknie? Najlepiej przekonajcie się sami. 

To co ujęło mnie w pierwszym tomie, jest także najmocniejszym punktem drugiego. Przede wszystkim bardzo podoba mi się pokazania charakterystycznych dla fatnasy schematów z zupełnie innej strony. Teoretyczny antagonista, wcielenie zła i tak dalej okazuje się tu troskliwym ojcem, dbającym przede wszystkim o dobro swoich dzieci i drżącym przed gniewem małżonki (co wcale nie przeszkadza mu pustoszyć ziem i wywoływać przerażenie u tysięcy poddanych i wrogów). Z kolei elfy, które zwykle stoją po “jasnej stronie mocy”, okazują się postaciami zadufanymi w sobie, często przy tym okrutnymi i bezlitosnymi.  

Całość jest utrzymana w lekkim, ironicznym tonie, co dotyczy także scen i motywów, które zazwyczaj są przedstawiane w sposób górnolotny i dramatyczny. Chociaż muszę przyznać, że w porównaniu z pierwszym tomem, trochę tego dowcipu jakby było mniej i chyba stracił on nieco na wyrazistości. Co nie zmienia faktu, że całość czyta się świetnie. A czytałoby się jeszcze lepiej, gdyby nie literówki i błędy interpunkcyjne... 


Mówiąc krótko, jeśli lubicie lekkie, rosyjskojęzyczne fantasy, trylogia Książę Ciemności powinna z miejsca skraść Wam serce. Z niecierpliwością czekam na trzeci tom, oby ukazał się wcześniej niż za kolejne dwa lata. 

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze