"Pogański Pan" Bernard Cornwell

Ależ to była wyborna lektura! Zestarzał się nam Uhtred, ale co z tego? Pan z Bebanbuga jest jak wino, a każda kolejna odsłona jego losów jest niczym spotkanie z dobrym przyjacielem.



Pogański Pan to już siódmy z kolei tom cyklu Wikingów, na marginesie dodam, że po raz pierwszy wydany w Polsce. Jego akcja rozpoczyna się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w Śmierci królów, gdy synowie Uhtreda właśnie wkraczają w wiek męski, a on sam przekracza pięćdziesiątkę, co czyni go w owych czasach niemal sędziwym człowiekiem. Nie zważając na coraz śmielej poczynającą sobie siwiznę, mężczyzna nadal mocno trzyma się w siodle i nie zamierza porzucić największego marzenia swego życia – odzyskania rodzinnej twierdzy.

[Uwaga na spoilery – jeśli dopiero zamierzasz sięgnąć po cykl, przeskocz szybciutko do kolejnego akapitu].
Uhtreda dosięga niespodziewany cios – jego najstarszy w tajemnicy wstąpił do zakonu. W dniu jego święceń ojciec pojawia się pod bramami klasztoru, by „wybić mu z głowy głupoty”, a przy okazji wykląć go oraz pozbawić rodowego imienia. Podczas szarpaniny, jaka się wywiązuje, Uhtred na swoje nieszczęście zabija szanowanego opata. Zostaje wyklęty przez Kościół, a jego majątek skonfiskowany. W towarzystwie zaledwie garstki towarzyszy Uhtred wyrusza na północ. Nie ma już nic do stracenia.

Z przyjemnością mogę stwierdzić, że Bernard Cornwell utrzymuje doskonałą formę. Bałam się trochę, że w przypadku siódmego tomu będzie czuć pewne zmęczenie materiału, a jednak nic takiego nie miało miejsca. Mało tego, mam wrażenie, że autor wręcz zerwał ze schematem, który zaczął pojawiać się w poprzednich powieściach. Nie chcę psuć Wam radości z czytania i odkrywania nowych zwrotów akcji, dlatego powiem krótko – dzieje się, oj dzieje. Jest tu wprawdzie nieco mniej zaciętych potyczek, ale całość absolutnie na tym nie traci.

Sam Uhtred dojrzał, choć z pewnym zaskoczeniem przyjmuje fakt, że nie jest już młodzieniaszkiem i musi zacząć mierzyć się z ograniczeniami, jakie narzuca na niego wiek i odniesione w czasie licznych walk rany. Więcej rozmyśla i planuje, nie jest już tym samym kąpanym w gorącej wodzie furiatem. Nie oznacza to jednak, że nie popełnia błędów. Jest na wskroś ludzki, ma swoje przywary i chwile wahania, co sprawia, że wzbudza jeszcze większą sympatię czytelnika, mimo że nie wszystkim jego czynom można przyklasnąć. Za niektóre wręcz ma się ochotę sprać jego saskie cztery litery.


Powieść kończy się w taki sposób, że gdyby nie nadchodząca wkrótce premiera kolejnego tomu, pewnie bym kogoś pogryzła. Już nie mogę doczekać się kolejnej lektury. Wam też gorąco polecam cały cykl, jeśli lubicie dobrą przygodę i wikińskie klimaty, będziecie zachwyceni!

Przeczytaj także:

Za ponowne spotkanie z Uhtredem serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze