"Pieśń miecza" Bernard Cornwell

Pieśń miecza po raz kolejny przenosi nas do Brytanii z drugiej połowy IX wieku, rozbitej na kilka królestw i nieustannie targanej krwawymi wojnami toczonymi między Sasami a Duńczykami i Norwegami.



Uhtred z Bebbanburga liczy już sobie dwadzieścia osiem lat, co czyni go, jak na owe czasy, dojrzałym mężczyzną w sile wieku. Plany, by odzyskać należne mu rodowe ziemie, zagarnięte przez stryja, w ciągu ostatnich lat zeszły na drugi plan. Uhtred jest bowiem związany przysięgą z królem Alfredem i nie może go opuścić, choć bardzo tego pragnie. Władca tymczasem zleca mu kolejne zadanie – odbić Londyn z rąk norweskich najeźdźców, na których czele stoją bracia Sigefrid i Erik Thurgilsonowie.

Główny bohater cyklu, z pochodzenia Sas, jako chłopiec został przygarnięty i wychowany przez Duńskiego jarla Ragnara. Z tego więc względu z Sasami łączy go pochodzenie oraz przysięga dosyć pochopnie złożona królowi Alfredowi, natomiast z Wikingami wszystko pozostałe – przyjaciele, sposób myślenia i religia. W przeciwieństwie bowiem do ludzi, wśród których mieszka, Uhtred pozostał wierny dawnej wierze, a wiszący na jego szyi młota Thora często budzi zgorszenie wśród księży licznie otaczających saskiego władcę.

Uhtred Ragnarson skradł mi serce już przy pierwszym spotkaniu. Jest arogancki, butny i za nic ma wszelkie konwenanse. Jego szaleńcza odwaga oraz niezwykłe umiejętności bojowe uczyniły z niego jednego z najsłynniejszych wojowników, a jego imię wzbudza szacunek wśród największych nawet łotrów. I choć bez mrugnięcia okiem jest w stanie poderżnąć komuś gardło, nie sposób go nie lubić, ponieważ mimo wszystko postępuje honorowo, nie jest zakłamany, a dla najbliższych jest gotów na każde poświęcenie.

W poprzednich tomach niemal od początku rzucała się w oczy duża niechęć, z jaką główny bohater wypowiadał się na temat ówczesnego duchowieństwa, przytaczając przy tym liczne przykłady niegodziwości, jakich dopuszczali się księża. W Pieśni miecza stanowisko Uhtreda względem kleru wprawdzie się nie zmieniło, jednak znacznie mniej jest tu scen jednoznacznie potępiających postępowanie kapłanów, którzy zamiast dbać o rozwój duchowy wiernych, napełniali kiesy złotem i snuli intrygi. Tym razem autor skupił się na ukazaniu różnic w stosunku do małżeństwa między naukami głoszonymi przez księży a związkami pogańskimi, przedstawiając je z dużą korzyścią dla tych drugich.

Autor przyznaje, że jego książki nie są pracami stricte historycznymi, dlatego pozwala sobie na swobodną interpretację znanych faktów, przeinaczenia, a nawet puszczanie wodzy wyobraźni. Z posłowia dowiadujemy się, że w czwartym tomie fikcja miesza się z prawdą w znacznie większym stopniu niż w poprzednich częściach cyklu. Czy jest to jednak istotne? Absolutnie nie, liczy się przecież fakt, że powieść czyta się rewelacyjnie, a fabuła wciąga już od pierwszych stron.

Po raz kolejny Bernard Cornwell udowodnił, że jest mistrzem powieści historycznych. Pieśń miecza to pasjonująca podróż do średniowiecznej Anglii, pełna przygód, niebezpieczeństw i szczęku stali. Autor z rozmachem nakreślił realia epoki, czyniąc lekturę powieści fascynującym przeżyciem, po którym pozostaje jedynie chęć na więcej. Was zachęcam do lektury, a tymczasem sama zabieram się już za Płonące ziemie.

Za ponowne spotkanie z Uhtredem serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze