"Kroniki Belorskie" Olga Gromyko (recenzja)

Powieści ze świata Belorii, nieważne czy dotyczące Wolchy Rednej czy wilkołaczycy Szeleny należą do moich ulubionych spod znaku lekkiej fantastyki. Cały cykl liczy sześć tomów i właśnie dzisiaj ma miejsce premiera ostatniego z nich, Kronik Belorskich.



Podobnie jak Wiedźmie opowieści, Kroniki… także są zbiorem opowiadań, których akcja toczy się na terenie Belorii i krajów ościennych oraz w których możemy ponownie spotkać dawno nie widzianych, lecz w większości dobrze znanych bohaterów. Z góry tylko uprzedzam, że Wolhy tu nie znajdziecie, pojawia się tylko na obrzeżu kilku historii i to nie nazwana z imienia (chociaż nietrudno rozpoznać obserwatora wydarzeń, opisywanego jako ruda, wredna wiedźma na czarnym koniu).

W książce znajduje się dziesięć tekstów, z czego dwa to właściwie mini-powieści. Wnyki ta nekromantę pozwala poznać dalsze losy Szeleny i Weresa, co z jednej strony bardzo mnie ucieszyło, bo Wierni wrogowie to mój absolutny fantastyczny top, ale z drugiej nieco zasmuciło. Okazało się bowiem, że macierzyństwo rzuciło się nieco wilkołaczycy na mózg i z sarkastycznej, niezależnej i po prostu świetnej babki zmieniła się w raczej uległą babinę, która bez większego sprzeciwu słucha we wszystkim swojego faceta. Trochę szkoda, bo akurat po tym opowiadaniu oczekiwałam najwięcej. Na szczęście pozostałe to wynagradzają.

Najbardziej przypadło mi do gustu Jeden na dwóch, opowiadający historię pewnego centaura, który pada ofiarą klątwy. I to mocno nieoczekiwanej w swoich skutkach. Druga w kolejce stoi Morowka i trójka magów, której akcja toczy się w zapomnianej oberży i która pokazuje, że czasem niewinny żart może obrócić się przeciwko żartownisiowi i to w morderczy sposób. Zabawne i króciutkie Supełek na szczęście oraz Niezrównana moc sztuki też mają w sobie lekkość i przewrotny dowcip. Przy niektórych scenach w tym drugim szczerzyłam się jak głupia, czym przyciągałam dziwne spojrzenia domowników. Nie dla kronik to z kolei coś w sam raz dla fanów dogewskich wampirów. Dalej mamy Nic osobistego, które pokazuje, jak bardzo może ludzi połączyć i pogodzić… wynajęcie płatnej zabójczyni.

Wreszcie na koniec mamy drugi z dłuższych tekstów, Proroctwa i inne takie, będące wariacją na temat znanego głównie z filmów motywu zamiany ciał. W tym przypadku zupełnie nieoczekiwanego, gdy młoda wieszczka i jej kilkuletni brat budzą się pewnego dnia w ciele znienawidzonej przez wszystkich, okrutnej królowej i jej niezbyt rozgarniętej służącej.



Mówiąc krotko, Kroniki Belorskie to bardzo dobre zwieńczenie i uzupełnienie cyklu. Wszystkie opowiadania łączy to, co od pierwszej lektury ujęło mnie w twórczości Olgi Gromyko – lekkie pióro, dowcip i często zaskakujące zakończenie. Jednym słowem, fani autorki nie powinni być rozczarowani.

Kącik z książką objął Kroniki Belorskie patronatem medialnym i z  tej właśnie okazji jutro koniecznie zajrzyjcie na fanpage bloga - razem z Wydawnictwem Papierowy Księżyc szykuję dla Was zacny konkurs :)

Przeczytaj także:

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze