"Drugi Legion" Richard Schwartz

Kilka miesięcy temu zachęcałam Was do sięgnięcia po Pierwszy róg, otwierający cykl Tajemnice Askiru. Na drugi tom nie trzeba było długo czekać, co cieszy tym bardziej, że lektura pierwszego skutecznie zaostrzyła apetyt na więcej. Drugi legion wkracza właśnie na księgarniane półki.


Główni bohaterowie nadal tkwią uwięzieni w zasypanej śniegiem gospodzie Pod Głowomłotem. Pod wpływem opowieści wędrowca, który w tajemniczych okolicznościach pojawia się sam na tym pustkowiu, postanawiają wyruszyć do królestwa Askiru. Wielu sądzi, że jego potęga dawno przeminęła i uznaje go za miejsce pojawiające się jedynie w dawnych legendach, jednak Havald i jego kompani są przekonani, że dotarcie tam to jedyna szansa, by ocalić znany im świat przed brutalnym i okrutnym najeźdźcą. Problem w tym, że zamiast do Askiru trafiają do pustynnego Besarajnu i to w sam środek toczących się tu politycznych intryg i walk o władzę.

Powieść składa się z trzydziestu siedmiu rozdziałów, dzięki czemu czyta się ją dynamicznie, nawet jeśli w niektórych scenach niewiele się dzieje. Mimo że sam autor tego nie zrobił, osobiście podzieliłabym ją na dwie części. Pierwsze czternaście rozdziałów przedstawia wydarzenia w scenerii, którą do pewnego stopnia zdążyliśmy poznać z pierwszego tomu. Pozostałe przenoszą czytelnika i bohaterów do świata przypominającego gorące i pustynne kraje arabskie, zarówno pod względem klimatu, jak i mentalności oraz obyczajów mieszkańców.

Muszę przyznać, że lektura pierwszych kilkudziesięciu stron wprawiła mnie w konsternację. To co stanowiło silne atuty pierwszego tomu, w tym duszny klimat odizolowanego miejsca i relacje między uwięzionymi w nim ludźmi oraz postać niepoprawnej Zokory, odeszło w cień lub całkowicie zostało wyeliminowane. Bohaterowie ruszają w podróż i mimo że nadal nie do końca sobie ufają, nie przeszkadza im to w pełni współpracować. Sama mroczna elfka gdzieś jakby straciła pierwotny pazur (na szczęście do czasu). Jednocześnie to, co najbardziej uwierało mnie podczas czytania Pierwszego rogu, czyli patetycznie podkreślone romantyczne relacje między niektórymi bohaterami, zostały teraz jeszcze bardziej podkreślone. Co więcej, na naszych oczach tworzą się trzy pary i w pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam romans ubrany w szaty fantasy.

Na szczęście, jak już wspomniałam, działo się tak tylko do czasu. Wraz z pojawieniem się w Besarajnie, z bohaterów jakby spadł czar (a może to kwestia zniknięcia jednej z najbardziej irytujących postaci?) i wszystko wróciło na właściwe tory. Bardzo duża w tym zasługa nowego bohatera, który wkroczył na scenę. Złotousty Armin wprowadził do powieści dowcip, ironię i niebanalny urok. Całej historii bardzo dobrze zrobiło także wprowadzenie nowego otoczenia, stworzeń, magii i zwyczajów. Pojawiają się nowe tajemnice, intrygi i legendy z przeszłości, które okazują się znacznie prawdziwsze, niż wielu chciałoby przyznać.


Podsumowując, mimo rozczarowującego początku, Drugi Legion okazał się bardzo dobrą powieścią i satysfakcjonującą lekturą. Na zakończenie autor podrzucił kilka smaczków, które pobudzają ciekawość i z powodu których na pewno będę wypatrywać kolejnego tomu. Jeśli lubicie klasyczne high fantasy, możecie z czystym sumieniem sięgać po Tajemnice Askiru.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze