Projekt: Miasteczko (recenzja gry)

Macie ochotę na budowę własnego miasteczka? Kręcą Was gry, w których rozbudowujecie i ulepszacie kolejne budynki, by zyskać zadowolonych mieszkańców i powiększyć swoją kiesę? Jeśli tak, Projekt: Miasteczko może Was zainteresować. Chociaż teoria nie do końca zgrywa się w nim z praktyką.

 

Cel gry
Teoretycznie jest nim budowa i rozbudowa miasteczka. W praktyce – każda tura wymaga od nas pracy od początku – musimy zdobyć 8 Punktów Zwycięstwa, które znajdują się na poszczególnych kartach lub wyłożyć 18 kart. I to wszystko w czasie jednej tylko Fazy Zagrywania. Proste? Raczej tak, chociaż dosyć czasochłonne.

Opakowanie i zawartość
W zestawie znajduje się instrukcja oraz 76 dwustronnych kart, podzielonych na 5 rodzajów:
  • Osiedla/Dzielnica
  • Supermarket/Hipermarket
  • Szpital/Sanatorium
  • Fabryka/Elektrownia
  • Park/Dworzec

Karty są dobrej jakości, mimo nieustannego tasowania i wykładania póki co nie zauważyliśmy żadnych efektów zużycia. Lepszym rozwiązaniem byłoby jednak mniejsze pudełko – w obecnym karty „latają” jak szalone.


Każda z kart z jest dwustronna, co jest ciekawym i raczej rzadko spotykanym rozwiązaniem. Widać na niej rodzaj budynku, koszt jego budowy i ewentualnej rozbudowy, dodatkowy efekt oraz przychód, którym mogą być: Punkty Zwycięstwa, złoto lub… niezadowoleni mieszkańcy. Same grafiki kojarzą się z grami komputerowymi o tej tematyce, co dla mnie jest dużym plusem, głównie ze względu na sentyment, jaki do nich mam.

Rozgrywka
Gracze rozpoczynają rozgrywkę z talią podstawową, w której skład wchodzą: 4 Osiedla, 1 Dzielnica, 1 Supermarket, 1 Szpital, 1 Fabryka i 1 Park. Trzeba je dokładnie potasować (najlepiej pod stołem, żeby uniknąć możliwości podglądania i oszukiwania) i właściwie można zaczynać. Trzeba jeszcze tylko wyłożyć na stół 4 stosy zasobów ogólnych, czyli zebrane razem Supermarkety, Szpitale, Fabryki i Parki. Będzie można je później kupić (szkoda tylko, że różnorodność kart raczej nie robi szału).


Każda tura składa się z dwóch faz:
1. Faza Zagrywania – kolejno wykładamy karty ze swojej talii. Trzeba tutaj przemyśleć strategię – czy igrać ze szczęściem (jeśli na 3 kartach pojawią się buźki niezadowolonych mieszkańców to już koniec naszej tury), czy raczej szybko przejść do kolejnej fazy. Haczyk tkwi w tym, że jeśli na wierzchu karty pojawi się Osiedle, trzeba je zagrać (każde osiedle ma jedną buźkę).

2. Faza Budowania – tutaj mamy do wykorzystania jedną z trzech opcji. Możemy kupić kartę z zasobów ogólnych (po opłaceniu jej kosztu), rozbudować swoje karty lub zrobić mały mix, czyli kupić i od razu rozbudować nową kartę.

Na koniec tury odrzucamy wszystkie zagrane karty na stos kart odrzuconych. Zdobyte punkty, pieniądze i buźki ulegają skasowaniu i w następnej rundzie będziemy zdobywać je od nowa.  Pora na ruch kolejnego gracza.

Gra kończy się, gdy – jak wspomniałam na początku – w czasie jednej tury gracz zdobędzie 8 Punktów Zwycięstwa lub wyłoży 18 kart.


Wrażenia
Szczerze mówiąc te są dosyć mieszane. Niby mamy do czynienia z budową miasteczka, ale nie czuć niestety żadnego klimatu. Zwłaszcza że co turę nasze miasteczko się de facto unicestwia. Trochę szkoda także, że z powodu niewielkiej liczby kart, regrywalność gry nie powala na kolana. Jednocześnie, gdy gra się w towarzystwie 3-4 graczy i trzeba czekać na swoją kolej, rozgrywka zaczyna nużyć. Znacznie lepiej gra wypada w wariancie dwuosobowym oraz opcji gry indywidualnej.

Plusy:
- proste zasady gry
- dwustronne karty z ładnymi grafikami
- wariant dwuosobowy i indywidualny
- połączenie mechaniki push your luck z koniecznością budowania własnej strategii

Minusy:
- niska regrywalność
- długi czas oczekiwania na swoją turę podczas gry 3-4 osobowej


Za egzemplarz gry do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Fabryka Kart Trefl



Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze