"Strach" Jozef Karika

Literatura słowacka to póki co tereny w Polsce raczej nieodkryte, zaś słowacki horror to już całkowita niewiadoma. Teraz fani grozy mają szansę poznać jednego z najpopularniejszych ponoć autorów thrillerów i horrorów zza południowej granicy. Na scenę wkracza bowiem Jozef Karika i jego Strach.

Zima stulecia i miasto u podnóża gór. Trzydziestopięcioletni Jożo Karsky wraca po latach do rodzinnego Rużomberka, gdzie przyjdzie mu zmierzyć się z traumą z dzieciństwa, która naznaczyła całe jego życie. Ponad trzydziestostopniowe mrozy sprawiają, że ludzie kryją się w domach, alienując od otoczenia. Gdy w dziwnych okoliczności zaczynają ginąć dzieci, na miasto pada strach. Tylko Jożo i troje jego przyjaciół z dzieciństwa domyśla się, że owe zniknięcia mają związek z tym, co wydarzyło się tu przed laty. Zło powróciło, silniejsze i mocniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.


Już od pierwszych stron uderza atmosfera oczekiwania na coś, co nieuchronnie się zbliża i z pewnością nie ma dobrych zamiarów. Opowieść jest snuta przez głównego bohatera, nie tylko mierzącego się z problemami z dzieciństwa, ale też samym sobą. Bohater jest rozchwiany emocjonalnie i zdaje się pogrążać w szaleństwie, nie wiadomo jednak, czy to co nakręca jego poczucie wyobcowania i paranoi, dzieje się naprawdę, czy to wytwór skołowanego umysłu, który żyje w nieustannym napięciu. To niestety często nieracjonalne, a jeszcze częściej irytujące decyzje i postępowanie Joża są prawdopodobnie najsłabszą częścią powieści, momentami psują wręcz budowany klimat.

Na szczęście zalet horror Kariki ma znacznie więcej. Przede wszystkim czytany nocą naprawdę ma moc i przyprawie o ciary. Opowieść o Dereszowej, o papierowych dzieciach, a wreszcie dziennik pozostawiony przez pewnego archeologa-amatora to najmocniejsze punkty, które przypadną do gustu każdemu, kto lubi się bać.

Kolejną zaletą jest wyraźnie odczuwany podczas lektury chłód i to mimo panującego wokół upału. Wszechobecne zimno i mroczne tajemnice, kryjące się wśród zaśnieżonych szczytów pobliskich gór to połączenie naprawdę świetne, mimo że jego potencjał może nie został przez Karikę w pełni wykorzystany.

Smaczkiem jest także nawiązanie do jednej z najlepszych powieści Stephena Kinga. Podobnie jak w To, tak i tutaj do zaginięć dzieci dochodzi cyklicznie. Tak samo też, bohaterowie, którzy zetknęli się ze Złem w przeszłości, muszą zmierzyć się z nim ponownie jako dorośli. Nie wiem, czy autor sugerował się horrorem Mistrza, czy też dopiero potem dostrzegł to podobieństwo, ale wyraźnie dał znać czytelnikom, że nie będzie udawać, że go nie ma.

- Głupi, co? – uśmiechnęła się. – Chyba czytam za dużo Stephena Kinga, to jak z jego powieści.
Mnie także uniosły się kąciki ust. – Regularne wieloletnie cykle, w których pojawia się potwór. Dość śmiała teoria.


Podsumowując, mimo pewnych niedociągnięć powieść jest naprawdę niezłym horrorem o bardzo adekwatnym do treści tytule. Fani grozy mogą sięgać w ciemno.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Stara Szkoła.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)