"Biały kieł" Jack London

Ponowne sięgnięcie po Białego kła było niczym powrót do dzieciństwa. Na tej książce właściwie się wychowałam, a mój stary egzemplarz – czytany wiele razy – nadal leży dumnie na półce. Wraz ze wznowieniem w twardej oprawie i innym, choć wcale nie nowym, tłumaczeniu, postanowiłam powrócić do tej historii i przekonać się, jak smakuje po latach.

Już na wstępie zaznaczam, że osoby znające historię Białego kła tylko z adaptacji filmowej z 1991 roku, tak naprawdę jej nie znają, ponieważ film znacząco odbiega od powieści. Mimo to niektórzy wydawcy usilnie ozdabiają okładki kolejnych wydań książki scenami, które są jedynie efektem wyobraźni reżysera, a nie Jacka Londona. To tak na marginesie, na szczęście w tym przypadku tego problemu nie mamy.

Życie nie oszczędzało szarego wilczka już od samego początku. Jako jedyny z rodzeństwa przeżył klęskę głodu i już podczas pierwszego spaceru poza norę stoczył swą pierwszą prawdziwą bitwę. Wkrótce też musiał pogodzić się z utratą wolności, gdy wraz z matką trafił do osady Indian i w ręce Szarego Bobra. I chociaż jego życie było pasmem prób, cierpienia i walk, nie stracił swej dzikości ani nie pozwolił się stłamsić.


W Polsce wydano "Białego kła" w co najmniej trzech tłumaczeniach. Mój pierwszy egzemplarz powieści był przekładem autorstwa Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Niniejsze wydanie to tłumaczenie dokonane przez Stanisławę Kuszelewską. Obydwa świetna, a jednocześnie tak bardzo od siebie różne. Jak bardzo, porównajcie sami chociaż pierwszy akapit powieści:

przekład Stanisławy Kuszelewskiej, Wyd. Zysk i S-ka, 2018

przekład Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, Wyd. Iskry, 1996 

Biały kieł to klasyczna już, doskonale znana historia wilka z niewielką domieszką psiej krwi. Często brutalna, równie często chwytająca za serce. Czasem może nieco naiwna, niemniej do głębi poruszająca i to mimo upływu kolejnych dziesiątek lat od jej powstania. London składa w niej hołd przyrodzie i zwierzętom, noszącym w sobie pierwiastki dobra i kształtowanym przez ludzi. Takie przesłanie wyraźnie bowiem przebija z każdej strony powieści – to człowiek kształtuje zwierzę, a nawet najgorsza bestia nie staje się nią samodzielnie. To poprzez brutalne i okrutne postępowanie człowiek może złamać zwierzę i uczynić je potworem, na własne wówczas podobieństwo. Przeciwnie też, dobrocią i łagodnością można poskromić nawet „potwora”. Wszystko zależy od chęci i motywacji. Nagrodą jest bowiem samo oddanie zwierzęcia. One potrafią odwdzięczać się całym sobą, w pełni i bezgranicznie.

Ponowne spotkanie po latach okazało się równie dobre, co dawniej. Książka w niczym nie straciła swojej magii, jeszcze raz mnie oczarowała i wciągnęła w mroźny, północny świat i czasy, gdzie życie było znacznie prostsze.

Podsumowując, Biały kieł to powieść, którą przede wszystkim docenią miłośnicy zwierząt. To wspaniała lektura zarówno dla tych młodszych, jak i starszych czytelników. Mnie oczarowała po raz kolejny, dlatego serdecznie polecam!

Powieść wysłuchałam w ramach wyzwania czytelniczego u Wiedźmy (kolor).
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)