"Armagedon dzień po dniu. Więcej niż wygnanie" J.L. Bourne

Zombie nadal w natarciu! Z-Apokalipsa trwa i to w najlepsze. Póki co nie widać też jej końca, co z pewnością ucieszy wszystkich wielbicieli snujących się truposzów.

Nieco ponad pół roku temu bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Armagedon. Dzień po dniu J.L. Bourne’a, teraz miałam okazję przeczytać jego dalszy ciąg. I powiem Wam, że jest dobrze! To znaczy, generalnie jest źle, bo zombie nadal są wszędzie i ludzie mają marne szanse, ale pod względem rozrywki nie można narzekać!

Więcej niż wygnanie to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z pierwszego tomu. Bardzo dobrym pomysłem jest wstęp autora, w którym przypomina on pokrótce, co się wówczas wydarzyło. Pozwala to lepiej „wejść” w historię, zwłaszcza gdy od poprzedniej lektury minęło już trochę czasu. Podobnie jak wcześniej mamy więc do czynienia z formą dziennika prowadzonego przez oficera lotnictwa amerykańskiej marynarki wojennej. Umiejętności i odpowiednie wyszkolenie przygotowały go na zombie-apokalipsę zdecydowanie lepiej niż przeciętnego człowieka i – jak ma się wkrótce okazać – niejeden raz pozwolą mu wyjść cało z opresji. Żeby nie było zbyt kolorowo, sprowadzą też na niego pewne kłopoty, o czym jednak nie będę pisać więcej, by nie psuć Wam przyjemności z czytania i elementu zaskoczenia.

Na tle książek poświęconych zombie bądź zombie-podobnej epidemii, Armagedon. Dzień po dniu wypada naprawdę dobrze. Z jednej strony, akcja jest dynamiczna, wiele się dzieje, a bohaterowie walczą o przetrwanie wszelkimi dostępnymi metodami. Z drugiej strony, nie jest to bezmyślny zbiór scenek, których siłą napędową jest właśnie owa „naparzanka z umarlakami”, która ma w nieudolny sposób zastąpić fabułę. I takie „cuda” przecież nie są wyjątkiem. Bourne umiejętnie łączy opisy walk z przemyślaną koncepcją wydarzeń, chociaż tak na marginesie samo zakończenie wprawiło mnie w konsternację i boję się nieco tego, co przyniesie kolejny tom.

Dodatkowym smaczkiem jest aspekt militarny, w którym autor wykorzystuje swoje doświadczenie zawodowego oficera (warto przy okazji wspomnieć, że obecnie już jest na emeryturze). Może to sprawiać wrażenie, że cykl skierowany jest głównie do męskiego grona wielbicieli zombie, ale absolutnie tak nie jest, czego jestem bardzo obrazowym przykładem.

Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy zarówno bohaterów powieści, jak i całej Z-apokalipsy. Jak wspomniałam, zakończenie bieżącego tomu jest dosyć nietypowe i… niepokojące. Z pewnością też oryginalne w porównaniu z innymi tego typu powieściami. Autor może to pociągnąć albo ku pewnemu sukcesowi, albo zaliczyć totalną porażkę. Mam nadzieję, że to pierwsza opcja będzie bardziej realna, bo szkoda by było dobrze zapowiadającego się cyklu. Póki co polecam wszystkim fanom gatunku.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze