"Namiestnik" Adam Przechrzta

Po bardzo udanym spotkaniu z Adeptem, w którym Adam Przechrzta przedstawił interesującą alternatywną historię Europy przełomu XIX i XX wieku, przyszła kolej na tom drugi, czyli Namiestnika. I o ile fabularnie nadal jest nieźle, a świat przedstawiony mnie zachwyca, o tyle ogólne wrażenie nie jest już niestety tak dobre,  jak zakładałam.

Historię bezpowrotnie zmieniło pojawienie się w niektórych miastach (w tym w Warszawie, Berlinie i Sankt Petersburgu) tzw. enklaw, miejsc w których magia staje się prawdziwa i w których pojawiają się śmiertelnie niebezpieczne stworzenia z innego wymiaru, które w ryzach trzyma tylko solidna porcja srebra. To właśnie tam można też zdobyć bezcenna niemal substancję, materię primę, dzięki której niemożliwe staje się prawdopodobne.

To właśnie w warszawskiej enklawie przecięły się drogi polskiego alchemika, Olafa Rudnickiego, i rosyjskiego arystokraty, generała Saszy Saskina, głównych bohaterów cyklu. Akcja Namiestnika toczy się pewien czas po wydarzeniach opisanych w Adepcie. Do okupowanej przez Niemców Warszawy zbliża się linia frontu, co Polacy zamierzają wykorzystać i walczyć o niepodległość miasta. Zwłaszcza że dysponują bronią silniejszą niż zwykły oręż, a Słowami Mocy opanowanymi przez kilku adeptów. Jednocześnie sytuacja się w enklawach znacząco się pogarsza, gdy okazuje się, że pojawiające się w nich demony są coraz potężniejsze i nie mają zamiaru tkwić w zamknięciu.

Po raz kolejny w pełni oczarował mnie świat wykreowany przez Przechrztę, zwłaszcza jego magiczny aspekt – alchemia i mroczne enklawy. Tajemne sztuki mają się tu bardzo dobrze, doprawiane poznawanymi przez adeptów z narażeniem życia Słowami. Fabularnie również jest nieźle, akcja pędzi, a wiele wątków nie pozwala na nudę i absorbuje uwagę, chyba nawet bardziej niż w przypadku Adepta.

Mamy tu do czynienia z alternatywną wizją przeszłości, nie brakuje więc postaci historycznych, co jest dodatkowym smaczkiem. Najważniejszymi z nich są ostatni car Rosji, Mikołaj II i jego rodzina. Jestem bardzo ciekawa, jak autor ma zamiar pociągnąć ich wątek, z uwagi na los, jaki spotkał ich na koniec wojny, o której jest mowa w powieści. W tle pobrzmiewa również nazwisko Rasputina, chociaż w Namiestniku nie pojawia się on osobiście.

Na pierwszym planie stoją – podobnie jak poprzednio – Samarin i Rudnicki, to im autor poświęca najwięcej czasu, chociaż niespecjalnie można zauważyć w nich jakiekolwiek zmiany, mimo wielu dramatycznych wydarzeń, jakich są świadkami. Jesteśmy na tyle w stanie poznać ich przemyślenia, że na upartego można nad tym przejść do porządku dziennego. Gorzej przedstawia się niestety kreacja postaci drugoplanowych, którzy – choć wzbudzają sympatię – są do bólu schematyczni. Mamy więc piękną, dobrą ukochaną Saszki, wiernego współpracownika Villanovę, kobietę upadłą, która przechodzi cudowną metamorfozę – Zabielską. Nie można też nie dostrzec, że niemal wszystkie kobiety z miejsca ulegają wątpliwemu czarowi Rudnickiego (czemu on sam nie bez powodów się dziwi) i to bez wyjątku – demonice, kobieta-szpieg, arystokratki.

Autor nie potrafi jeszcze jednego – dialogi między bohaterami są tak naturalne jak biust Pameli Anderson. Nie pamiętam, by przeszkadzało mi to podczas lektury pierwszego tomu, ale tym razem uwierało mnie niemiłosiernie. Po pierwsze, rozmowy Samarina i Rudnickiego częściej przypominają przepychanki słowne  dwóch współczesnych nastolatków, a nie dorosłych gentlemanów z początku XX wieku. Po drugie, oni nie odzywają się do siebie normalnie, a najczęściej „warczą”, „ryczą”, „wydają nieartykułowane dźwięki” bądź „odzywają się sucho/uszczypliwie/drwiąco”. Kobiety za to zwykle „figlarnie” rzucają słowem lub okiem. Zdecydowanie za dużo tu w opisach przysłówków, a z uwagi na powyższe określenia, bohaterowie sprawiają wrażenie wiecznie wściekłych bądź niezrównoważonych psychicznie i emocjonalnie (nawet jeśli ich działania wydają się racjonalne).

Podsumowując, Namiestnik to całkiem dobra, choć pozostawiająca nieco do życzenia kontynuacja Adepta. Świat stworzony przez Przechrztę przykuwa uwagę i ma w sobie to coś, sam pomysł na fabułę również jest niebanalny, uwierają jednak szablonowi bohaterowie i sztuka tworzenia dialogów. Niemniej, jestem ciekawa trzeciego tomu, Was też zachęcam do sięgnięcia po cykl Materia Prima, zwłaszcza jeśli lubicie alternatywne historie i historyczny klimat początku XX wieku.

Sprawdźcie również nowości w księgarni Tania Książka!

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.





Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze