"Co zdarzyło się w Lake Falls" Artur K. Dormann

Ponad trzy lata temu dałam się zwieść i oczarować opowieści Artura K. Dormanna. Do tej pory dziwi mnie, że Co zdarzyło się w Lake Falls przeszło wówczas bez większego echa, bo okazała się jedną z ciekawszych i oryginalniejszych wersji historii o wampirach.

Teraz powieść ma szansę nareszcie zdobyć zasłużoną uwagę, a to za sprawą wznowienia w nowej szacie graficznej (z lekkim żalem stwierdzam, że poprzednia była bardziej intrygująca i klimatyczna). Co więcej, jak można dowiedzieć się od wydawcy, autor dokonał drobnych zmian (raczej kosmetycznych, bo fabularne nie rzuciły mi się w oczy) i zapowiedział dwa kolejne tomy (co bardzo mnie ucieszyło).

Co takiego skrywa więc Lake Falls? Pozornie dość sztampową historię, której główna bohaterka, trzydziestokilkuletnia Victoria, atrakcyjna, lecz stłamszona i nieświadoma własnej urody, odnajduje azyl w niewielkim, skrytym w lasach tytułowym miasteczku. Lecząc rany po toksycznym małżeństwie i burzliwym rozwodzie, postanawia rozpocząć nowe życie, którego centralnym punktem staje się jej pięcioletnia córeczka, Kat.

Gdy wszystko zaczyna się wreszcie układać, świat Vic nagle się załamuje. Najpierw pojawia się widmo eksmisji – ze względu na budowaną w pobliżu zaporę malownicza dolina ma wkrótce zostać zalana wodą. Potem przychodzi prawdziwy cios – choroba nowotworowa Kat i to w postaci zaawansowanej, nieoperacyjnej i odpornej na leczenie. Właśnie wtedy w domu Vic pojawia się mężczyzna, który składa jej propozycję nie do odrzucenia i daje nadzieję na uratowanie dziecka. Pakt z demonem ma jednak cenę, której Vic nie jest w pełni świadoma…


Na pierwszy rzut oka mamy więc sporo elementów charakterystycznych dla wampirzych opowieści: tajemniczego, mrocznego mężczyznę, który nie kryje swej demonicznej natury i ma magnetyczny wpływ na wszystkie otaczające go kobiety z wyjątkiem tej jednej, odpornej na jego wdzięki, a przy tym pięknej, choć nieświadomej swych wdzięków. Przyznaję, brzmi to raczej źle, ale nie dajcie się zwieść! Sama popełniłam ten błąd przy pierwszej lekturze i doskonale pamiętam, jak zbierałam szczękę z podłogi, gdy przekonałam się, jak mocno autor wyprowadził mnie w pole. Dormann doskonale zwodzi czytelnika, podsuwając niby oklepane schematy, a po chwili wywracając wszystko do góry nogami i nadając poszczególnym wydarzeniom zupełnie inny sens. Spodobało mi się to kilka lat temu i nadal chylę czoła, takie właśnie zaskakujące, a przy tym logiczne i inteligentnie przeprowadzone zwroty akcji bardzo sobie cenię.

Autorzy wprowadzający motyw wampira do swych powieści zawsze muszą podjąć decyzję, czy będą podążać utartym szlakiem i powielać znany już wizerunek, czy też dodadzą do niego czegoś od siebie. Mieliśmy więc już różne wersje krwiopijców – od demonów i zezwierzęciałych drapieżników poprzez sympatycznych, ale nadal niebezpiecznych typów aż po mieniących się w słońcu wegetarian (sic!). Dormann zdecydowanie wybrał bardziej tradycyjny kierunek, co nie oznacza jednak, że wiernie powiela znany już i utarty obraz. Stworzony przez niego El’lar i jego ludzie to niebezpieczna, drapieżna rasa, dla której ludzie stanowią jedynie źródło pożywienia (z wyjątkiem przypadków, gdy są im do czegoś potrzebni). Są obdarzeni charyzmą i czarem, potrafią wpływać na umysły innych, a ich zmysły, prędkość i siła fizyczna wielokrotnie przewyższają ludzkie. Są niemal nieśmiertelni, choć można ich zabić wystawiając na słońce, ogień lub zwyczajnie dekapitując. Przy tym, ciekawym zabiegiem było nakreślenie historii całego gatunku, interesującej i mam nadzieję, nadal kontynuowanej w następnych tomach.

Dormann stworzył historię, która jest czymś więcej niż tylko opowieścią z wampirem w tle (a właściwie na pierwszym planie). Książka porusza także kwestię znacznie bardziej ludzką – do czego jest w stanie posunąć się matka ratująca swoje dziecko. Zaprzedać własną duszę? Poświęcić życie innych osób, w tym znajomych i przyjaciół, jeśli będzie to konieczne? I kto ma moralne prawo ją osądzić? Kto byłby w stanie zrezygnować z ratowania swojego ukochanego dziecka w imię dobra obcych ludzi bądź w imię moralnych lub religijnych nakazów?


Podsumowując, Co zdarzyło się w Lake Falls to naprawdę dobra lektura, po którą powinni sięgnąć przede wszystkim fani porządnych, wampirzych opowieści, ale nie tylko!

Przeczytaj również:

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Lemoniada.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze