"Gałęziste" Artur Urbanowicz

Gałęziste, Artur Urbanowicz
Witajcie w moim królestwie zielonym!

To miał być przyjemny wypad na Suwalszczyznę, żeby naprawić to, co posypało się w ich związku. Karolina i Tomek, dwoje studentów z Warszawy, postanowili na przekór tradycji spędzić Wielkanoc w pensjonacie niedaleko Suwałk, pooddychać świeżym powietrzem, pozwiedzać co ciekawsze miejsca i przede wszystkim skupić się na sobie.

Problemy zaczęły się już pierwszego wieczoru, gdy okazało się, że dom, w którym wynajęli pokój jest pusty, a po właścicielach nie ma ani śladu. Pospiesznie zorganizowany nocleg w pobliskiej wiosce w środku lasu, Białodębach, tylko częściowo rekompensuje ich rozczarowanie. Szczególnie gdy w owym domu czeka na nich nieboszczyk, zmarły senior rodu. Na domiar złego mieszkańcy wioski zdają się wiedzieć o przybyszach nieco zbyt wiele, a sam las kryje w sobie coś, czego lepiej z niech nie wywoływać.


Jeszcze się zdziwisz. Zdziwisz się, co jeszcze tutaj zobaczysz i co przeżyjesz. Zdziwisz się, jaka jest tego inwencja. Odwoła się do twoich najgłębszych, najbardziej zakorzenionych lęków, o których nawet nie miałeś pojęcia i przed którymi nie masz żadnych szans się obronić. Zdziwisz się, że można niszczyć w ten sposób twój umysł jeszcze bardziej niż z każdym kolejnym dniem sądziłeś. Pożerać go bez pośpiechu, komórka po komórce, jak nowotwór. A przede wszystkim zdziwisz się jeszcze, do czego będziesz zdolny i jakie bariery będziesz w stanie pokonać. Ani się obejrzysz, a zamienisz się w zwierzę.

Jedno udało się autorowi bezsprzecznie – wielokrotnie napędził mi stracha i to potężnego. Sugestywne opisy i umiejętne stopniowanie napięcia sprawiły, że potrafiłam doskonale wczuć się w sytuację bohaterów, poczuć ich przerażenie, obrazowo wyobrazić sobie to, co odbierały ich zmysły. A to w horrorze niezwykle istotna, o ile nie jedna z najważniejszych, rzeczy. Dotyczy to zarówno wydarzeń rozgrywających się w lesie, gdzie niepozorne pęknięcie gałązki może przyprawić o szybsze bicie serca, ale również w domu w Białodębach, czyli teoretycznie miejsca, które powinno być ostoją i bezpieczną przystanią. Moment, w którym dom przestaje być azylem, może być naprawdę przerażający.

Mocną stroną powieści są również jej bohaterowie, wprawdzie do bólu irytujący, ale za to bardzo wiarygodni i wielowymiarowi. Tomek i Karolina to dwa całkowite przeciwieństwa. Ona do bólu wręcz empatyczna, wrażliwa i delikatna, wyjątkowo mocno wierząca i twardo obstająca przy swoich przekonaniach. On to zapatrzony w siebie, egocentryczny i zarozumiały buc i zatwardziały ateista z pogardą odnoszący się do tych, którzy mają inne zdanie niż on. Takie przynajmniej jest pierwsze wrażenie. Wraz z rozwojem fabuły oboje ukazują bowiem inne, skrywane dotąd oblicza, targają nimi rozterki i zachodzą zmiany. Jednym słowem, mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi, a nie wydmuszkami. Ich odmienne podejście do wiary stanowi też dobry pretekst do rozważań na temat religii jako takiej, ateizmu, sposobu postrzegania Boga i świata oraz samej natury człowieka. To również się chwali, bo temat został przedstawiony dość wyczerpująco.

Kilka kwestii sprawia jednak, że w ogólnym rozrachunku Gałęziste nie wypadają tak rewelacyjnie, jak mogłoby. Przede wszystkim, styl pisania autora jest bardzo nierówny – obok bardzo zgrabnie poprowadzonych fragmentów, pojawiają się kolokwialne i potoczne wtrącenia, które są w pełni uzasadnione w dialogach, ale w narracji trzecio osobowej sprawiają co najmniej dziwne wrażenie. Bo jak inaczej ocenić użycie takich cudów jak „funfle” czy wprowadzanie ironii nie poprzez kunsztowne operowanie językiem, a jedynie wplatanie cudzysłowy w stylu był tak bardzo „szczęśliwy”. Do pasji też doprowadzały mnie zdrobnienia używane w odniesieniu do Karoliny, która miała kolejno „stópki”, „nóżki”, „rączki” i w ogóle była „malutką istotką”. Rozumiem, że w danych momentach autor chciał podkreślić tkliwość uczuć jej chłopaka, ale nie popadajmy w takie skrajności, bo wypada to raczej żenująco niż słodko.

Drugą kwestią, która dla wielu czytelników może (choć wcale nie musi!) być minusem to wplecenie w fabułę zbyt wielu obszernych opisów dotyczących przedstawianych miejsc i zabytków. Owszem, pomagają one lepiej wyobrazić sobie dane miejsce, jednak spowalniały akcję i w niektórych miejscach przypominały fragmenty przewodnika, a nie pełnokrwistą powieść grozy. Wreszcie, można by się przyczepić, że autor powiela pewne schematy, zwłaszcza gdy znamy już rozwiązanie zagadki i wiemy, kto stoi za wszystkimi wydarzeniami. Można by, ale ja tego nie zrobię, bo mimo że pewnych kwestii domyśliłam się sama znacznie wcześniej niż ujawnił to autor, to jednak spodobał mi się jego pomysł i doceniam sposób, w jaki go przedstawił.


Podsumowując, mimo pewnych mankamentów Gałęziste to naprawdę dobra powieść grozy, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę młody wiek autora i fakt, że to jego debiut. Nie raz i nie dwa potrafi porządnie zmrozić krew w żyłach i przyprawić o ciarki. Po jej lekturze spacer po lesie już nigdy nie będzie taki sam, z jeśli zdarzy Wam się stracić z oczu ścieżkę, gwarantuję, że przynajmniej na chwilę zastygniecie z przerażenia. Podejrzewam też, że co niektórzy zrewidują swoje podejście w kwestii śmiecenia w lesie. Mówiąc krótko, warto sięgnąć, jeśli lubicie się bać!

Za udostępnienie ebooka serdecznie dziękuję księgarni Woblink


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze