"Egzorcysta" William Peter Blatty

Są książki, które się nie starzeją. Są horrory, które przerażają równie mocno teraz, jak i czterdzieści lat temu. Są historie, których lepiej nie czytać nocą.

Egzorcysta Williama Petera Blatty’ego to, podobnie jak film w reżyserii Williama Friedkina, który powstał na jej podstawie, pozycja kultowa, chociaż z pewnością więcej osób poznało jej ekranizację niż oryginał. Świetną okazją, by poznać wersję, od której wszystko się zaczęło, jest jubileuszowe wydanie powieści z okazji 40. rocznicy pierwszego wydania. Zwłaszcza że z tej okazji Autor przeredagował swe dzieło, poszerzył o dodatkową scenę, rozbudował zakończenie i wprowadził kilkadziesiąt zmian w oryginalnym tekście.


Historia opętania dwunastoletniej Regan rozpoczyna się zupełnie niepozornie. Wraz z matką, słynną gwiazdą filmową, Chris MacNeil, dziewczynka mieszka w eleganckim domu w Georgetown. Mimo licznych obowiązków i zobowiązań zawodowych, Chris jest kochającą matką i poświęca córce wiele uwagi, niemniej Regan wiele czasu spędza samotnie w swym pokoju. Pewnego dnia znajduje spirytystyczną tabliczkę ouija i nawiązuje kontakt z kimś, kogo nazywa Kapitan Howdy. Matka traktuje jej opowieści o nowym znajomym jako kolejną formę zabawy i nie widzi związku między nim a coraz bardziej niepokojącym zachowaniem dziewczynki.

Początek powieści jest spokojny, wręcz sielankowy. Obserwujemy codzienne życie Chris i Regan oraz ich pełną miłości i czułości relację. Ten słodki obrazek zaburzany jest jedynie przez wpierw sporadyczne, a potem coraz częściej pojawiające się niepokojące elementy. Napomknienie o tabliczce ouiji, skargi Regan na dziwny zapach w pokoju i dochodzący ze strychu stukot oraz zmiany zachodzące w dziecku zmiany, które Chris zrzuca na problemy emocjonalne po rozwodzie. Gdy przybierają one poziom, który trudno już ignorować bądź bagatelizować, kobieta szuka pomocy u lekarzy, psychiatrów, wreszcie u księdza. I właśnie fakt, że wszyscy próbują je racjonalizować, doszukiwać się logicznych wyjaśnień, podczas gdy czytelnik doskonale wie, jaka jest ich prawdziwa natura, dodatkowo wprowadza specyficzny nastrój zagrożenia. Czy w prawdziwym życiu, nasz umysł byłby w stanie zaakceptować to, co widzi, czy też popadłby w pułapkę rozumu? A może wręcz przeciwnie, w szaleństwo?

Egzorcysta nie przeraża litrami przelanej krwi czy tanimi sztuczkami. Wręcz przeciwnie, nie uświadczy się ich tutaj zbyt wiele. Zamiast tego wywołuje niepokój doskonale budowanym klimatem grozy, która narasta z każdą kolejną stroną i nie pozwala kontynuować lektury, gdy na zewnątrz zapada zmrok (uwierzcie, próbowałam, ale było to ponad moje siły i nerwy). Co równie istotne, powieść nie jest też obliczona jedynie na wywołanie w czytelniku strachu. Owszem, wzbudza go i to w sposób wyjątkowo skuteczny, niesie jednak znacznie więcej i można ją odczytywać na różne sposoby. Mamy tu do czynienia z walką dobra ze złem, bardzo obrazowo zostają zestawione ze sobą różne postawy – ateizm (Chris), wiara (ojciec Merrin)i jej zachwianie (ojciec Karras) oraz eksperymenty mające na celu odnalezienie właściwej duchowej ścieżki (Sharon, asystentka i przyjaciółka Chris). Wśród nich znajduje się postać dziewczynki zagubionej i właściwie nierozumiejącej religii. I to ona pada ofiarą czegoś, co wyglądało dla niej i jej matki na zwykłą zabawę.


Mimo upływu lat powieść Blatty’ego wzbudza całą gamę emocji, od współczucia na widok matki miotającej się w obliczu swego odmienionego dziecka skazanego na śmierć i potępienie, aż po prawdziwy strach, zwłaszcza gdy pozwolimy działać własnej wyobraźni. To właśnie takie horrory przerażają naprawdę, więc wszystkim lubiącym się bać – gorąco polecam!

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze