"Mama kłamie" Michel Bussi

Pamięć małego dziecka jest ulotna, a jego wspomnienia szybko się zacierają i łatwo je zmanipulować. Nie wspominając o tym, że maluchy mają bujną wyobraźnię i często opowiadają niestworzone historie. Czy można więc uwierzyć trzyipółletniemu chłopcu, który twierdzi, że mama wcale nie jest jego prawdziwą mamą?

Barwne i spójne historie opowiadane przez małego Malone’a przykuwają uwagę przedszkolnego psychologa, Vasile’a Dragonmana, który jako jedyny wierzy chłopcu i próbuje zainteresować jego przypadkiem policję. Jeśli malec mówi prawdę, odkrycie jej będzie niczym wyścig z czasem, bowiem w tym wieku wspomnienia zacierają się wyjątkowo szybko i każdy dzień zwłoki może przekreślić szanse na to, by odkryć, czy opowieści Malone’a to nie tylko wymysły dziecka obdarzonego bogatą wyobraźnią.

Dragonman zwraca się o pomoc do komendantki Marianne Augresse, która pod wpływem jego uroku osobistego, a nie wiary w wysłuchaną historię, rozpoczyna nieoficjalne śledztwo. Oficjalnie zaś zajęta jest nadal nierozwiązaną sprawą napadu sprzed kilku miesięcy, podczas którego doszło do ofiar śmiertelnych i poszukiwaniem znanego, choć nieuchwytnego gangstera, Alexisa Zerdy.

Michel Bussi, przyznaję dotąd mi nieznany, jest ponoć jednym z najpoczytniejszych obecnie francuskich autorów kryminałów, w jednym z rankingów uplasował się na chwalebnym trzecim miejscu, a jego powieści to bestsellery tłumaczone są na kilkadziesiąt języków. Jedna z nowości na księgarnianych półkach, Mama kłamie to jego piąta powieść wydana w Polsce, zastanawiam się więc, jak to się stało, że dopiero teraz trafiłam na jego nazwisko. A jednocześnie, nie jestem specjalnie zaskoczona – mimo że ogólne wrażenie jest na plus, powieść wzbudziła we mnie mieszane odczucia i raczej nie nazwałabym autora mistrzem gatunku.

Zacznijmy od tego, co dobre. Sam pomysł od początku wydał mi się rewelacyjny. Psychika małego dziecka i jego wspomnienia to wyjątkowo szerokie pole do popisu, podobnie jak wykorzystanie niespełna czteroletniego chłopca w roli jednego z bohaterów. Poznajemy jego wersję wspomnień oraz sposobu postrzegania i interpretacji wielu wydarzeń, które trudno porównać z tym, co widzą dorośli. Pod tym względem, Bussi spisał się bardzo dobrze. Interesującym motywem okazało się także wykorzystanie maskotki Malone’a, która odgrywa kluczową rolę w fabule i to pod kilkoma względami.

Nie można też odmówić autorowi talentu do igrania z czytelnikiem i sprowadzania go na manowce. Czego jak czego, ale zwrotów akcji na pewno tu nie brakuje, zwłaszcza pod sam koniec, gdy wszystko – przynajmniej teoretycznie – zaczyna się w końcu klarować i wyjaśniać. Mamy tu również do czynienia z dosyć nietypowym zabiegiem. Prolog sugeruje, że opowieści Malone’a są prawdziwe, natomiast później wszystko - poza zawartymi na początku sugestiami – zdaje się temu przeczytać. Gdzie tkwi więc rozwiązanie zagadki i jaka jest prawda?

Niestety, kilka punktów wyraźnie zgrzyta i psuje pozytywne wrażenie. Po pierwsze, przez pierwszą połowę obszernej bądź co bądź powieści (blisko 500 stron) akcja toczy się niemiłosiernie powoli i w gruncie rzeczy niewiele się dzieje. Mimo intrygującego początku można więc stracić zapał i wybić się z rytmu lektury. Po drugie, postać czterdziestoletniej komendantki Augresse, ogarniętej swoistą obsesją, by zdobyć faceta i skupiającej się właściwie na tym tylko temacie, w pewnym momencie zdaje się wręcz przerysowana. Po trzecie, zakończenie pozostawia wiele do życzenia – uważny czytelnik już wcześniej będzie w stanie domyślić się jego głównych punktów, choć ostatecznie rozwiązanie przedstawione przez autora wydaje się nadmiernie przekombinowane. Nie da się również ukryć, że można wyczuć nutę nieprawdopodobieństwa, nasuwającego skojarzenie z hollywoodzkimi filmami i to niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Podsumowując, Mama kłamie to interesująca powieść, która z pewnością trafi w gusta wielu miłośników zagmatwanych thrillerów, choć nie da się ukryć, że niektóre elementy pozostawiają nieco do życzenia. Szału więc nie robi, ale jej lektura nie będzie też na pewno czasem straconym.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.



Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze