"Zawód: Wiedźma" Olga Gromyko

Rude włosy, niepokorna dusza i nazwisko w pełni pasujące do charakteru – oto Wolha Redna, w skrócie W. Redna w całej swej osiemnastoletniej okazałości. Wiedźma jakich mało i bohaterka, jakich jest jeszcze mniej.

W niewielkim państewku sąsiadującym z potężną Belorią dochodzi do coraz bardziej tajemniczych zdarzeń. Giną tam nie tylko mieszkańcy, ale i kolejni magowie wysyłani do zbadania sprawy, nawet ci z wieloletnim doświadczeniem i obszerną wiedzą. Dlatego wysyłanie tam adeptki ledwie wkraczającej w dorosłość wydaje się pomysłem nawet nie tyle nierozważnym, ale wręcz szalonym. Zgodnie jednak z porzekadłem, że gdzie diabeł nie może, tam baba sprawdzi się całkiem nienajgorzej, Wolha okazuje się odpowiednim człowiekiem w odpowiednim miejscu i w jeszcze bardziej odpowiednim czasie.

Odkąd trafiłam na Wiernych wrogów Olgi Gromyko, zaczęłam chorować na Wiedźmę, tym mocniej, że jest zdobycie jej przez kilka lat graniczyło z cudem. Rok temu miałam okazję przeczytać jedynie połowę książki, teraz nareszcie mam w swoich rękach całość. A wszystko dzięki Wydawnictwu Papierowy Księżyc, które wznowiło powieść i to w całości, a nie podzieloną na dwie części, jak wcześniejsza wersja wydana przez Fabrykę Słów. Oprawa graficzna wznowienia też jest przyjemniejsza dla oka, a Wolha nie straszy już z okładki wciągniętym środkowym palcem.

Mogłoby się wydawać, że w kreowaniu fantastycznych światów wykorzystano już wszystkie możliwe motywy i nie da się z nich stworzyć niczego świeżego. Błąd! Można i to nawet nie wprowadzając stworów, o jakich nikomu wcześniej się nie śniło. W Belorii znajdziemy wszystkie typowe i charakterystyczne dla świata fantasy postaci. Magowie? Są. Wilkołaki? Gdzieś tam się przemieszczają w tle (choć jak wiadomo z innych powieści, mają się tutaj nie najgorzej). Wampiry? Obowiązkowo. Z tym, że nie takie typowe, o nie nie nie. Daleko im zarówno do krwiożerczego Draculi, jak i świecącego „wegetarianina” Edwarda. Olga Gromyko złamała dosłownie wszystkie punkty, jakie znamy w kreowaniu literackich wampirów. No może poza kłami i błoniastymi skrzydłami. I paroma innymi drobnymi kwestiami, które czytelnik musi już odkryć samodzielnie. Zakochałam się w tych wampirach, mówię to szczerze i otwarcie.

Największą zaletą Wiedźmy nie jest jednak zawarta w niej intryga (w gruncie rzeczy niezbyt skomplikowana) ani postaci (swoją drogą świetnie nakreślone), ale lekkie pióro autorki i ogromna dawka dobrego humoru, jaki wywołuje jej lektura. Dowcip i to w bardzo dobrym wydaniu znajdziemy we wszystkim – dialogach, monologach głównej bohaterki oraz sytuacjach. Jednocześnie jest on wyważony na tyle zgrabnie, że powieść nie staje się jedynie pustą komedyjką, mimo że jej głównym zadaniem jest właśnie bawić i zapewniać straszliwie dobrą rozrywkę.

Nie sposób nie porównać przygód Wolhy do Wiernych wrogów, których akcja wprawdzie nie łączy się z cyklem o wiedźmie, ale toczy się w tym uniwersum. Po przeczytaniu zaledwie pierwszej z pięciu części nie mam oczywiście pełnego obrazu, ale już teraz widzę między powieściami wiele podobieństw. Jednak bez obaw, nowa książka autorki nie jest odcinaniem kuponów od poprzedniego sukcesu, raczej krokiem do przodu.

Po pierwsze, W.Redna i Szelena reprezentują ten sam typ – są wygadane i pyskate, a wszelkie ograniczenia i nakazy traktują jak osobistą zniewagę. Jednak o ile Wolha jest – przynajmniej na razie – wygadaną trzpiotką, o tyle wilkołaczycę zdecydowanie trudno tak nazwać, zwłaszcza biorąc pod uwagę kilka krzyżyków na jej karku. Po drugie, chociaż klimat obydwu powieści jest lekki i w znacznej mierze przyjemny, nie da się nie dostrzec, że Wiedźma to po prostu bardzo przyjemna, humorystyczna historia w sam raz na jedno popołudnie, zdecydowanie poprawiająca nastrój, ale – mimo wszelkich plusów – niespecjalnie ambitna. Wierni wrogowie nie są też może arcydziełem gatunku, ale mają w sobie coś więcej, potrafią rozśmieszyć do łez, ale i wzruszyć, obok zabawnych dialogów, dostajemy również momenty poruszająco bolesne. Dlatego mimo ogromnej sympatii do Wolhy, to Szelena pozostaje dla mnie numerem jeden .


Niemniej dałam się oczarować wrednemu rudzielcowi i z niecierpliwością wypatruję wznowienia kolejnych tomów, mam nadzieję, że wydawnictwo nie każe nam zbyt długo na nie czekać.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc oraz Księgarni Platon.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze