"Car Cards", czyli koniec z nudą w samochodzie (recenzja gry)

Podróż z dzieckiem to zazwyczaj niekończąca się litania pytań „Daleko jeszcze?” i „Kiedy dojedziemy?”. Jak temu zaradzić? Świetną propozycją są „Car Cards”, która razem z moją M. miałyśmy okazję przetestować kilka dni temu podczas dwugodzinnej trasy. Sprawdziły się doskonale!




Car Cards
Liczba graczy: 2-6 osób (samodzielnie dziecko też może grać)
Wiek: 4+ 
Czas gry: 15 minut (bądź całą podróż według zmienionych reguł)
Wydawca: Trefl
Projektant: Martin Andersen


Cel gry
Po pierwsze, wygrać z nudą w samochodzie (lub pociągu, ale tutaj może być już nieco trudniej). Po drugie, odnaleźć za oknem jak najwięcej przedmiotów, zwierząt i ludzi, których sylwetki widnieją na naszych kartach. Wygrywa najbardziej spostrzegawczy!

Opakowanie i zawartość
W małym, kieszonkowym pudełku znajdziemy 55 dwustronnych kart i instrukcję. O ile pudełko dość szybko się niszczy, o tyle do kart nie mam żadnych zastrzeżeń – są solidnie wykonane, a przedstawione na nich ilustracje są ładne, kolorowe i, co najważniejsze w tym przypadku, podobają się dzieciom.


Rozgrywka
Instrukcja przewiduje dwa warianty gry. W podstawowym każdy otrzymuje po pięć kart. Kiedy zauważy i wskaże trzy ze znajdujących się na nich obiektach, odkłada daną trójkę i na jej miejsce dobiera kolejne karty. Gra kończy się, gdy nie można już dobrać nowych kart, a wygrywa gracz, który zdobył najwięcej trójek. W wariancie uproszczonym dla młodszych dzieci każdy dostrzeżony i wskazany przedmiot to jeden punkt. Zwycięzcą jest oczywiście osoba, która zdobędzie ich najwięcej.

My stworzyłyśmy własną wersję gry, w której M. po prostu po kolei wyciągała karty i rozglądała się za przedstawionymi na niej obiektami, w czym zresztą pomagali jej pozostali pasażerowie. Nie liczyliśmy punktów, mała doskonale się bawiła, a podróż minęła bardzo szybko.


Warto jeszcze dodać, że karty przedstawiają naprawdę wiele różnych przedmiotów, niektóre łatwo znaleźć (jak na przykład samochody w różnych kolorach, przechodniów, domy czy zwierzęta), inne nieco trudniej (określone znaki drogowe, wiatraki, fabrykę czy przyczepy kempingowe). Aby nie zniechęcać dziecka, warto przed rozpoczęciem gry dokonać drobnej selekcji, jeśli znamy dobrze trasę podróży i mamy pewność, że niektórych elementów po prostu tam nie będzie.

Podsumowanie
„Car Cards” okazały się strzałem w dziesiątkę. Jestem z nich bardzo zadowolona, podobnie jak moja pięciolatka, która już zapowiedziała, że w następną podróż też na pewno je zabierze. A to chyba najlepsza rekomendacja.


 Za egzemplarz gry do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Fabryka Kart Trefl


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze