"Pandora" M.R. Carey

Pandora, M.R. Carey
Otwarte, 2016
Uwielbiam powieści, które mnie zaskakują, a ich treść od początku do końca stanowi niespodziankę. Taka właśnie okazała się Pandora, o której ostatnio zrobiło się dosyć głośno i to nie tylko wśród fanów opowieści o zombie i postapokalipsie.

Melanie ma zaledwie dziesięć lat, ale odkąd sięga pamięcią, każdy dzień spędza w celi, pilnowana przez uzbrojonych strażników. Opuszcza ją tylko na czas lekcji, podczas których jest przywiązywana do wózka i unieruchamiana szerokimi pasami. Podobnie jak dwudziestka innych dzieci, z którymi nie może nawet swobodnie porozmawiać, by nie narazić się na gniew pilnujących ich żołnierzy, w widoczny sposób traktujących je w najlepszym razie jak potencjalne zagrożenie, w najgorszym niemal jak zwierzęta. Jaką tajemnicę kryją w sobie kilku i kilkunastoletni mieszkańcy wojskowej bazy?

M.R. Carey stworzył mocno niepokojącą, ale i zaskakująco przekonującą wizję przyszłości, w której nie ma miejsca na ludzką cywilizację w takiej formie, jaką znamy obecnie. Na skutek epidemii wywołanej przez zmutowaną odmianę grzyba ophiocordyceps unilateralis, Ziemia niemal całkowicie się wyludnia. Zarażeni, pozbawieni naturalnych, ludzkich odruchów zmieniają się w tzw. głodnych, których jedynym celem i pragnieniem jest przekazanie infekcji dalej. Liczba „ożywionych” w ten sposób trupów (słowo „zombie” w ogóle tu nie pada) wzrasta z każdym dniem, a tych co przeżyli maleje w zastraszającym tempie. Ostatnim ratunkiem wydają się badania prowadzone w jednej z nielicznych (a może już ostatniej?) baz wojskowych. Badania prowadzone na niezwykłych dzieciach, które mimo że zainfekowane, wykazują zaskakująco wiele człowieczeństwa. Mało tego, same nie są świadome, że są tykającymi bombami, w każdej chwili mogącymi przemienić się w bestie.

Zachowując trzecioosobową narrację, autor przedstawia historię z punktu widzenia różnych osób, m.in. nauczycielki pracującej z małymi „głodnymi”, lekarki prowadzącej badania oraz żołnierzy sprawującymi nad nimi pieczę i kontrolę. Najważniejsza jest jednak Melanii, z jednej strony zakochana w greckich mitach, diablo inteligentna i darząca wspomnianą nauczycielkę sympatią graniczącą wręcz z obsesją, z drugiej zaś zmuszona do trzymania w karbach swoich instynktów, zmuszających ją do szukania potencjalnych ofiar i zdobywania świeżego białka. Dziewczynka jest nieustannie rozdarta między tym, co uważa za słuszne, a tym co wydaje się naturalne dla jej organizmu i natury. Sprawia przy tym wrażenie bardziej ludzkiej od wielu osób stających na jej drodze, będąc żywym dowodem na to, że nie każdy, kto wygląda jak człowiek, naprawdę nim jest.

Powieść zaskoczyła mnie kierunkiem, w którym potoczyła się akcja oraz zakończeniem, a muszę przyznać, że stosunkowo rzadko nie udaje mi się przynajmniej mniej więcej określić zamiarów autorów książek, które czytam. Jednocześnie historia Melanie wciągnęła mnie tak mocno, że książkę przeczytałam w zaledwie jeden dzień, nie mogąc się od niej oderwać.

Pandora to świetny przykład na to, że w tematyce zombie nie powiedziano jeszcze wszystkiego i że na ten pozornie wyeksploatowany na wszystkie możliwe sposoby temat, można powiedzieć naprawdę wiele. Można też stworzyć historię niebanalną i daleko wykraczającą poza bezproduktywną i mierną walkę z ożywionymi umarlakami. Mówiąc krótko, gorąco polecam!

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl

Komentarze