Targi Książki w Warszawie, czyli krótka relacja

Kolejne Targi Książki w Warszawie już za mną. Była to moja czwarta z kolei wizyta na tego rodzaju imprezie w stolicy, tym razem jednak z przyczyn zawodowych mogłam się na niej pojawić dopiero w niedzielę, a nie sobotę. Żałuję, że straciłam przez to możliwość poznania wielu osób, które przyjechały na Targi tylko w sobotę (za to dosyć przypadkowo wpadłyśmy na siebie z Irenką prowadzącą bloga Zaczytana w książkach!), ale i tak jestem zadowolona.


Naszą wizytę w Warszawie mogę podzielić na trzy zasadnicze części – wypatrywanie pisarzy, których chciałam poznać bądź spotkać ponownie, poszukiwanie atrakcji dla dzieci (to już oczywiście pod kątem M.) oraz wkroczenie do świata ilustrowanego Harry’ego Pottera (tutaj radochę miałyśmy taką samą).

Spośród autorów osobiście spotkałam się tylko z Michałem Gołkowskim, którego Komornikiem zachwycałam się pod koniec kwietnia. Okazał się przesympatycznym człowiekiem z dużym poczuciem humoru, ujmującym uśmiechem, podejściem do dzieci i masą wielu literackich pomysłów. Niestety jedno zdjęcie się naświetliło, a na drugim moja własna twarz mnie zawiodła. No nic, mówi się trudno, pozostało miłe wspomnienie i podpis w książce.


Ponadto, w oko wpadli mi inni pisarze, odstraszyły mnie tylko tłumy stojące do nich w kolejkach… Poniżej kolejno Remigiusz Mróz, Zygmunt Miłoszewski, Marcin Wolski i Adam Wajrak.


Siłą rzeczy w tym roku nacisk został położony na atrakcje dla dzieci, dlatego wybraliśmy się do Wikinga Tappiego, ścigaliśmy chodzącą książkę i gościa przebranego za trolla, chwilowo odwiedziliśmy również zajęcia o bajkach filozoficznych. Nie zabrakło również czegoś słodkiego - tak konkretnie, było to pyszne węgierskie ciasto  (w końcu Węgry były gościem honorowym tegorocznych Targów), serwowane na najwyższym piętrze stadionu, do którego przydałoby się stworzyć lepsze oznaczenia. 

M. zachwyciła się Wikingiem Tappim, o którego przygodach czytamy już od dawna…


oraz wspomnianym już wcześniej Harrym Potterem. A kiedy Mała układała pufy-puzzle i ruszała w podróż pociągiem z peronu 9 i ¾...



...ja strzelałam selfie z Harrym, smokiem i sowami oczywiście.



Jedyne za czym nie przepadam na takich imprezach to tłumy ludzi, spośród których przynajmniej połowa sprawia wrażenie zdezorientowanych i chodzących bez ładu i składu, bądź zatrzymujących się w środku przejścia i zwyczajnie wchodzących innym w drogę. O włażeniu w kadr, gdy chce się zrobić zdjęcie już nawet nie ma co wspominać. Gryzła mnie również lekko mnogość celebrytów, aktorów i dziennikarzy, którzy zaczęli wydawać książki i szumnie promować je właśnie na takich imprezach. Niekoniecznie przekonuje mnie taka „literatura” i nie takiej twórczości szukam.

Bardzo miłym akcentem dla poszukiwaczy książek okazały się nawet nie tyle stoiska wydawców (na których nie oszukujmy się, rabaty nie były jakieś szalenie kuszące), ale nieco schowane w podziemiach stoiska ze znacznie przecenionymi książkami używanymi.


A na sam koniec, krótko podsumowując, mimo drobnych niedogodności, jestem zadowolona z wyjazdu i wiem, że wrócę na Targi również w przyszłym roku.

Komentarze