"Łotrzyki" George R.R. Martin, Gardner Dozois

Łotrzyki
George R.R. Martin, Gardner Dozois
Zysk i S-ka, 2015
Łotrzyki to już trzecia, choć na polskim rynku dopiero druga, antologia wydana pod egidą George’a R.R. Martina i Gardnera Dozois, skupiająca w sobie opowiadania pióra najlepszych i najbardziej poczytnych autorów i to nie tylko mających na swoim koncie fantasy i science fiction.

Poprzednia publikacja (Niebezpieczne kobiety), wprawdzie niezbyt równa, bardzo mi się podobała, zebrała też naprawdę dobre noty. Wszystko wskazuje jednak na to, że Łotrzyki nie powtórzą jej sukcesu; mimo pojawiających się tu świetnych nazwisk, zbiorowi brakuje tego czegoś, a kilka dobrych opowiadań nie ratuje całości.

Motywem przewodnim antologii są – jak można się zorientować patrząc na tytuł – wszelkiej maści łotrzykowie, nikczemnicy i huncwoty. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, czasem nawet niedorostki, kryjące w sobie coś więcej, niż widzi postronny obserwator. To właśnie takie postaci zwykle urozmaicają nie tylko powieści, ale i filmy i to niezależnie od gatunku. To za nimi kobiety przepadają (najczęściej potem tego żałując), a mężczyźni wyczuwają w nich zagrożenie i rywali. Do współpracy Martin i Dubois zaprosili dwudziestu pisarzy, których nazwiska znają niemal wszyscy; pojawili się tu m.in. Joe Abercrombie, Gillian Flynn, Scott Lynch, Neil Gaiman. To zobowiązuje i stawia poprzeczkę oczekiwań naprawdę wysoko.

W zbiorze przeważają opowiadania fantastyczne, ale pojawiają się również stricte kryminalne, a nawet nawiązujące do powieści gotyckiej. Przy takiej mnogości tekstów nie ma sensu omawiać każdego z nich oddzielnie, dlatego skupię na tych, które spodobały mi się najbardziej.

Czasy są ciężkie dla wszystkich Joego Abercrombie stanowi niezły początek i otwarcie całego zbioru, zwłaszcza że pojawia się tu cała plejada łotrzyków, a akcja mknie błyskawicznie.

Drzewo błyskawic Patricka Rothfussa to moje pierwsze spotkanie ze światem wykreowanym przez autora w Kronikach Królobójcy oraz z ich bohaterem, Bastem. Teraz już wiem, że na pewno nie ostatnie, jestem bardzo ciekawa całego cyklu.

Profesja Gilliam Flynn, znanej m.in. dzięki Mrocznemu zakątkowi, to trzymająca w napięciu historia pewnej naciągaczki, która wpada we własne sidła i aż do samego końca nie może być pewna, czyją ofiarą padła. Czytelnik zresztą też nie.

Dziwny przypadek zmarłych żon Lisy Tuttle jest ukłonem w stronę mrocznych powieści gotyckich, ma świetny klimat, wywołuje lekki dreszczyk i poczucie niepewności. Super!

Jak Markiz odzyskał swój płaszcz Neila Gaimana to powrót do świata, jaki znamy z Nigdziebądź i jednego z jego bohaterów. Krótkie, ale wciągające i przyjemnie przypominające, dlaczego zakochałam się w prozie Brytyjczyka.

Rozczarowaniem okazał się za to tekst autora, którego nazwisko tak szumnie zdobi okładkę. Książę Łotrzyk albo Królewski Brat Martina nie przypomina nawet opowiadania. To raczej wycinek kroniki dynastii Targaryenów, ale o ile Pieśń Lodu i Ognia mnie swego czasu naprawdę zachwyciła, o tyle spodziewałam się czegoś znacznie, znacznie lepszego i pełniejszego życia. Wiele pozostałych tekstów jest z kolei zwyczajnie nijaka, zapomina się o nich w chwili odłożenia książki na półkę, a czasem jeszcze szybciej.

Podsumowując, jestem niestety rozczarowana Łotrzykami, można w nich znaleźć kilka perełek, jednak nie są one w stanie zamaskować faktu, że zbiór jako całość jest dosyć przeciętny.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


Komentarze